Francuscy blogerzy przestraszyli się wysokich kar i opublikowali wyniki wyborów po godz. 20.00

Chociaż raz miało nie być we Francji „politiquement correct". Internauci mieli poznać dzięki kilku blogerom wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich już o godz. 18.00, czyli na dwie godziny przed zamknięciem lokali wyborczych.

A było tak jak zawsze i to dopiero o godz. 20.00, zgodnie z prawem, Francuzi dowiedzieli się, że do drugiej tury przeszedł kandydat prawicy Nicolas Sarkozy (30% głosów) i kandydatka lewicy Segolene Royal (25,2%).

Żaden z blogerów, którzy odgrażali się, że przerwą ciszę wyborczą i powiedzą to, co instytuty badań już wiedzą ok. godz. 18.00, nie odważył się tego zrobić. Ryzyko było zbyt wysokie - za złamanie prawa grozi kara pieniężna do 75.000 euro.

Znany dziennikarz i bloger, Jean-Marc Morandini, który był jednym z prowodyrów całej „akcji nieposłuszeństwa", zrezygnował, gdyż nie chciał, jak tłumaczył na swoim blogu, we wpisie pt. "Ma décision définitive", „ponosić odpowiedzialności za wybór, którego dokonają Francuzi". „Jako odpowiedzialny obywatel i dziennikarz przestrzegający zasad etyki zawodowej nie opublikuję wyników wyborów o godz. 18.00".- napisał.

A ponieważ prawo francuskie nie obowiązuje za granicą, wiele mediów, głownie belgijskich i szwajcarskich, podało wyniki wyborów co najmniej na godzinę przed zamknięciem urn. Belgijski dziennik „Le Soir" już od 16.30 podawał na swoich stronach internetowych regularnie najpierw estymacje, a od 18.00 - wyniki głosowania. Szwajcarska Télévision suisse romande (TSR), na wszelki wypadek, podała newsa o godz. 19.00 tylko na swoim blogu.

> Tag: , , , ,

Komentarze