W Polsce uniwersyteccy teoretycy myślą za dziennikarzy

Dyskusja z Karolem Jakubowiczem, jaka wywiązała się na temat braku refleksji w środowisku polskich dziennikarzy, zainspirowała mnie do tego wpisu.

Przez wiele lat byłem przeciwny włączaniu uniwersyteckich teoretyków do dyskusji dotyczących technik dziennikarskich i środowiska dziennikarskiego. Co uniwersytecki profesor może wiedzieć o reportażu, albo o technikach wywiadu dziennikarskiego? Niewiele. Teraz myślę, że teoretycy czasem się przydają, bo w takim kraju jak Polska, oni myślą za dziennikarzy.

Przez wiele lat, teoretyczna wiedza uniwersyteckich wykładowców, szczególnie w kraju takim jak Polska, który wraz z innymi demoludami przez ponad 50 lat pozostawał na obrzeżach europejskiej cywilizacji, wydawała mi się zbyt anachroniczna i zbyt niedostosowana do zmian jakie nastąpiły po 1989 roku. Dziennikarze są za młodzi, wykładowcy zbyt wiekowi.

To był punktu widzenia francuskiego dziennikarza, którym byłem do 1999 roku. Moi ówcześni koledzy - francuscy dziennikarze - angażowali się w debaty o swojej roli w społeczeństwie, pisali eseje o mediach, robili programy o innych dziennikarzach, uczyli się i uczyli innych w szkołach dziennikarstwa, nie o dziennikarstwie. Jako młody dziennikarz patrzyłem na nich z pewnym podziwem. Francuskie środowisko dziennikarskie potrafi mówić jednym i donośnym głosem. To prawdziwe lobby, które portafi wziąć swoje sprawy w swoje ręce i skutecznie walczyć o swoje interesy.

W Polsce jest inaczej. Polscy dziennikarze, skupieni na doraźnych celach i zyskach - na dodatek nie tylko z pracy dziennikarskiej, ale też i z reklam -, zachowują się - używając metafory motoryzacyjnej - jak samochód bez hamulców bez przedniej szyby i bez wstecznego lusterka. Włączenie hamulca pozwala na zatrzymanie się i odpoczynek od świata tyranii chwili, w którym żyjemy, umożliwia spokojną refleksję i rzeczową analizę bez emocji. Przez przednią szybę widać to co będzie, we wstecznym lusterku - to co było. A polscy dziennikarze pędzą i pędzą...

Dlatego łatwo ich kontrolować - ciągle obowiązuje socjalistyczne prawo prasowe bez precyzyjnej definicji dziennikarza i z korowodem absurdów, jak autoryzacja.

Łatwo utrudnić ich integrację: zamiast wiarygodnych instytucji środowiskowych i niezależnych instytucji regulujących królują takie dziwolągi jak fikcyjne stowarzyszenia dziennikarzy, Rada Etyki Mediów, czy skompromitowana KRRiT...

Łatwo ich podzielić i upolitycznić, co PiS-owi udało się znakomicie.

Ale - na ich własne życzenie - niełatwo ich przygotować do zawodu w szkołach, które z uporem maniaka uczą nie dziennikarstwa, ale o dziennikarstwie...

Kiedy dziennikarze nie potrafią zadbać o swoje środowiskowe interesy, nie są w stanie wykrzesać z siebie jakiejkolwiek refleksji nt. roli dziennikarza i mediów w dzisiejszym świecie - jedynym wyjątkiem jest tu „Press" - , robią to za nich inni, na przykład uniwersyteccy teoretycy. Ale czy skutecznie?

> Tag: , , , , , , , , ,

Komentarze

Lucas pisze…
Z własnego doświadczenia stwierdzę, że stan polskiego szkolnictwa (w tym wyższego) był tragiczny i bardzo się cieszę, że następuje stopniowa poprawa z przejsciem od "o temacie" do "na temat". Na zbiory poczekamy jeszcze kilkadziesiąt lat, podobnie z dziennikarzami - na dobre "domorosłe" dziennikarstwo poczkamy jeszcze kilkadziesiąt lat.
dfdf pisze…
Bo dziennikarstwa nie da się nauczyć w inny sposób niż po prostu pisać, fotografować, filmować ... zdobywać informacje. Dlatego studia dziennikarskie powinny swoim wygląd przypominać redakcje gazet. Dzięki internetowi i jego rozwiązaniom (blog, podcast, videocast) dałoby się stworzyć taką redakcję ... a może nawet by zarabiała na siebie?