Świat bez dziennikarzy? Na to prowokacyjne pytanie próbowali odpowiedzieć dziennikarze, socjolodzy, wydawcy oraz czytelnicy uczestniczący w konferencji Assises Internationales du Journalisme, która odbyła się w Lille i Arras, we Francji, w dniach od 7 do 9 marca br. Gośćmi specjalnymi była Polska i Indie.
To największa konferencja zorganizowana przez dziennikarzy dla dziennikarzy w ostatnich latach we Francji, gdzie prasa codzienna przegrywa kolejne bitwy z gazetami darmowymi, Internetem i siedmiomilionową armią blogerów. Na dodatek, jak wynika z badań, Francuzi nie ufają już swoim mediom, może z wyjątkiem gazet regionalnych, bo uważają, że są zbyt zależne od władzy, polityków i pieniędzy. Tak źle jeszcze nie było.
Dlatego też praktycznie wszystkie najważniejsze organizacje dziennikarskie we Francji zmobilizowały się, by uderzyć na alarm w Lille i Arras: stowarzyszenie Journalisme et Citoyenneté, główny organizator konferencji, Reporterzy bez Granic, Wyższa Szkoła Dziennikarstwa z Lille i 14 innych szkół dziennikarstwa, związki zawodowe dziennikarzy, a także dziennik regionalny „La Voix du Nord".
Paradoksalnie, podczas gdy gazety ogólnokrajowe we Francji tracą czytelników i przychody, dziennikarze nigdy nie byli tu tak liczni. Aż 37 tys. osób posiada legitymację prasową. To 3 razy więcej niż 30 lat temu. We Francji, legitymacji prasowej nie wydają, jak w Polsce, poszczególni wydawcy lecz Komisja Legitymacji Prasowej (Comission de la carte d'identite professionnelle), która zrzesza dziennikarzy i wydawców.
W myśl ustawy prasowej z 1935 r.:
Zawodowych dziennikarzy jest wielu, ale czy są zadowoleni? Z sondażu przeprowadzonego w lutym br. na próbie 405 dziennikarzy fracuskich przez instytut badawczy CSA oraz stowarzyszenie Journalisme et Citoyenneté, wynika, że 30% dziennikarzy myśli o zmianie zawodu przed końcem swojej kariery. Uważają, że ich zawód staje się „niepewny".
Nic dziwnego. Według OJD, francuskiego ZKDP, sprzedaż ogólnokrajowej prasy codziennej spadła o 17,8% w ciągu 10 lat. W 2005 r. - o 1,93%. „Rozpaczliwe próby powstrzymania tendencji spadkowej marketingowymi gadżetami nic nie dały" - stwierdza raport Dyrekcji Rozwoju Mediów (Ministerstwo Kultury i Komunikacji) z lipca 2006 r.
Od dwóch lat, tylko trzy dzienniki ogólnokrajowe: sportowy „L'Equipe", ekonomiczny „Les Echos" i katolicki „La Croix" zarabiają pieniądze. „Le Figaro" utrzymuje się na powierzchni dzięki wsparciu grupy mediowej Serge Dassault, do której należy. Od 20 lat już nie liczy się gazet, które znikły: „Le Matin de Paris", „Le Quotidien de Paris", „Info-Matin"... Dziennik „Liberation" ledwo zipie, „France-Soir" agonizuje od kilku lat, nie mówiąc o komunistycznej „L'Humanite" żyjącej na koszt Francuzów, pod kroplówką państwowych subwencji.
Prasa ratuje się więc jak może: zwolnienia, restrukturyzacje, sprzedaż tytułów... „Le Parisien" i „Liberation" zainwestowały też w system edycyjny. Cel: usprawnić pracę redakcji. Przy okazji większość sekretarzy redakcji straci pracę, gdyż dziennikarze będą pisać teksty bezpośrednio na kolumnach.
Co zrobić, by przerwać złą passę? Powrócić do podstaw i źródeł zawodu dziennikarza, do „fondamentaux", jak mówią Francuzi. Zmienia się czytelnik, informacja, zawód dziennikarza, zmieniają się same media, żyjące w tyranii chwili, ale nie fundamenty dziennikarstwa: etyka zawodowa, dążenie do obiektywnego przekazu informacji, obowiązek korzystania z kontradyktoryjnych źródeł informacji, sprawdzanie informacji, uczciwość czy dokładność. To nasz atut i trzeba go lepiej wykorzystać - podkreślają francuscy dziennikarze.
Wierzy w to też Dominique Quiniot, dyrektor wydawnicza dziennika „La Croix":
Francuzi uważają, że informacja wysokiej jakości pozwoli na renesans dziennikarstwa i odzyskanie wiarygodności u czytelników. Problem w tym, że informacja takiej jakości kosztuje. Nie stworzą jej depeszowcy obrabiający agencyjne depesze w darmowych gazetach. Informacja nowej generacji, „informacja 3.0", która zintegruje w sobie Web 2.0 i wzbogaci go, będzie z pewnością kosztować. Francuscy dziennikarze wierzą jednak, że to inwestycja, która się opłaci i wydawcom i demokracji.
To nie będzie ani szybkie, ani łatwe. Francuscy dziennikarze, głównie ci z Paryża, zbyt długo żyli w przekonaniu o swojej absolutnej wyższości nad czytelnikami i nad menedżerami, którzy próbowali przekształcić ich redakcje w prawdziwy biznes. Do dziś cytują słynne zdanie Pierre'a Lazareff'a, szefa „France-Soir": „Moi dziennikarze nie są księgowymi, żeby tłumaczyć się ze swoich wydatków w trakcie reportażu". Tylko, że Lazareff powiedział to w latach 70. kiedy „France-Soir" sprzedawał 1 mln egzemplarzy dziennie.
Francuscy dziennikarze są świadomi przynależności do elity intelektualnej kraju, dobrze zarabiają, szczególnie w Paryżu, są znakomicie wykształceni w szkołach, z których wywodzą się również elity polityczne. Dlatego łatwiej im nieraz porozumieć się z politykami, niż z czytelnikami.
Może to i lepiej, że francuscy dziennikarze wypowiadają się na temat kryzysu w prasie o wiele rzadziej niż wydawcy i marketingowcy. Słuchając obrad dziennikarzy w Lille i Arras, miałem nieraz wrażenie, że duża część uczestników jest z Marsa:
To największa konferencja zorganizowana przez dziennikarzy dla dziennikarzy w ostatnich latach we Francji, gdzie prasa codzienna przegrywa kolejne bitwy z gazetami darmowymi, Internetem i siedmiomilionową armią blogerów. Na dodatek, jak wynika z badań, Francuzi nie ufają już swoim mediom, może z wyjątkiem gazet regionalnych, bo uważają, że są zbyt zależne od władzy, polityków i pieniędzy. Tak źle jeszcze nie było.
Dlatego też praktycznie wszystkie najważniejsze organizacje dziennikarskie we Francji zmobilizowały się, by uderzyć na alarm w Lille i Arras: stowarzyszenie Journalisme et Citoyenneté, główny organizator konferencji, Reporterzy bez Granic, Wyższa Szkoła Dziennikarstwa z Lille i 14 innych szkół dziennikarstwa, związki zawodowe dziennikarzy, a także dziennik regionalny „La Voix du Nord".
„Dziennikarze wypowiadają się na temat kryzysu w prasie o wiele rzadziej niż wydawcy i marketingowcy. Nie możemy być tak pasywni, musimy sami zacząć myśleć co zrobić" - apelował Jerome Bouvier, założyciel stowarzyszenia Journalisme et Citoyenneté, były szef redakcji stacji radiowych France Culture i Radio France Internationale.
Paradoksalnie, podczas gdy gazety ogólnokrajowe we Francji tracą czytelników i przychody, dziennikarze nigdy nie byli tu tak liczni. Aż 37 tys. osób posiada legitymację prasową. To 3 razy więcej niż 30 lat temu. We Francji, legitymacji prasowej nie wydają, jak w Polsce, poszczególni wydawcy lecz Komisja Legitymacji Prasowej (Comission de la carte d'identite professionnelle), która zrzesza dziennikarzy i wydawców.
W myśl ustawy prasowej z 1935 r.:
„Zawodowym dziennikarzem jest osoba, której podstawowym i regularnym zajęciem jest wykonywaniem swojego zawodu w zamian za wynagrodzenie, w jednej lub wielu publikacjach codziennych albo periodycznych, lub w jednej albo w wielu agencjach prasowych, i która czerpie z tego tytułu większość swoich dochodów".
Zawodowych dziennikarzy jest wielu, ale czy są zadowoleni? Z sondażu przeprowadzonego w lutym br. na próbie 405 dziennikarzy fracuskich przez instytut badawczy CSA oraz stowarzyszenie Journalisme et Citoyenneté, wynika, że 30% dziennikarzy myśli o zmianie zawodu przed końcem swojej kariery. Uważają, że ich zawód staje się „niepewny".
Nic dziwnego. Według OJD, francuskiego ZKDP, sprzedaż ogólnokrajowej prasy codziennej spadła o 17,8% w ciągu 10 lat. W 2005 r. - o 1,93%. „Rozpaczliwe próby powstrzymania tendencji spadkowej marketingowymi gadżetami nic nie dały" - stwierdza raport Dyrekcji Rozwoju Mediów (Ministerstwo Kultury i Komunikacji) z lipca 2006 r.
Od dwóch lat, tylko trzy dzienniki ogólnokrajowe: sportowy „L'Equipe", ekonomiczny „Les Echos" i katolicki „La Croix" zarabiają pieniądze. „Le Figaro" utrzymuje się na powierzchni dzięki wsparciu grupy mediowej Serge Dassault, do której należy. Od 20 lat już nie liczy się gazet, które znikły: „Le Matin de Paris", „Le Quotidien de Paris", „Info-Matin"... Dziennik „Liberation" ledwo zipie, „France-Soir" agonizuje od kilku lat, nie mówiąc o komunistycznej „L'Humanite" żyjącej na koszt Francuzów, pod kroplówką państwowych subwencji.
Prasa ratuje się więc jak może: zwolnienia, restrukturyzacje, sprzedaż tytułów... „Le Parisien" i „Liberation" zainwestowały też w system edycyjny. Cel: usprawnić pracę redakcji. Przy okazji większość sekretarzy redakcji straci pracę, gdyż dziennikarze będą pisać teksty bezpośrednio na kolumnach.
„Tworzy się przepaść między bazą i górą. Sytuacja free-lancerów (7,2 tys. osób), którzy posiadają legitymację prasową jest coraz gorsza. Wielu młodych dziennikarzy opuściło zawód, bo nie mogli zarobić na życie. Wiele gazet realizuje swoje dodatki bez jednego dziennikarza, zlecając je zewnętrznym agencjom. To niepokojące zjawisko" - mówi Jerome Bouvier.
Co zrobić, by przerwać złą passę? Powrócić do podstaw i źródeł zawodu dziennikarza, do „fondamentaux", jak mówią Francuzi. Zmienia się czytelnik, informacja, zawód dziennikarza, zmieniają się same media, żyjące w tyranii chwili, ale nie fundamenty dziennikarstwa: etyka zawodowa, dążenie do obiektywnego przekazu informacji, obowiązek korzystania z kontradyktoryjnych źródeł informacji, sprawdzanie informacji, uczciwość czy dokładność. To nasz atut i trzeba go lepiej wykorzystać - podkreślają francuscy dziennikarze.
Wierzy w to też Dominique Quiniot, dyrektor wydawnicza dziennika „La Croix":
„Nie powinniśmy bać się ryzyka, by zrezygnować z podania niesprawdzonej informacji. Konkurencja między mediami nie rozgrywa się w licytacji kto jest szybszy, tylko w zróżnicowaniu przekazu. Wyścig z czasem jest bez końca w przypadku internetu. Trwa permanentnie, bo tu nie ma deadlinów. Rolą dziennikarzy nie jest ściganie się z czasem. Naszą rolą jest filtrowanie i analiza informacji. Im szybszy jest ten wyścig, tym większą rolę będą odgrywać dziennikarze, którzy będą wykonywać swój zawód i sprawdzać informacje".
Francuzi uważają, że informacja wysokiej jakości pozwoli na renesans dziennikarstwa i odzyskanie wiarygodności u czytelników. Problem w tym, że informacja takiej jakości kosztuje. Nie stworzą jej depeszowcy obrabiający agencyjne depesze w darmowych gazetach. Informacja nowej generacji, „informacja 3.0", która zintegruje w sobie Web 2.0 i wzbogaci go, będzie z pewnością kosztować. Francuscy dziennikarze wierzą jednak, że to inwestycja, która się opłaci i wydawcom i demokracji.
„Eksperymentujmy, bądźmy innowacyjni, bądźmy czujni, a 'stare media' będą jeszcze nieźle sobie pożyją. Wymyślmy dziennikarstwo 3.0!" - apelował w styczniu br. w „Le Monde" Jean-Pierre Elkabbach, prezes prywatnej stacji radiowej Europe 1.
To nie będzie ani szybkie, ani łatwe. Francuscy dziennikarze, głównie ci z Paryża, zbyt długo żyli w przekonaniu o swojej absolutnej wyższości nad czytelnikami i nad menedżerami, którzy próbowali przekształcić ich redakcje w prawdziwy biznes. Do dziś cytują słynne zdanie Pierre'a Lazareff'a, szefa „France-Soir": „Moi dziennikarze nie są księgowymi, żeby tłumaczyć się ze swoich wydatków w trakcie reportażu". Tylko, że Lazareff powiedział to w latach 70. kiedy „France-Soir" sprzedawał 1 mln egzemplarzy dziennie.
Francuscy dziennikarze są świadomi przynależności do elity intelektualnej kraju, dobrze zarabiają, szczególnie w Paryżu, są znakomicie wykształceni w szkołach, z których wywodzą się również elity polityczne. Dlatego łatwiej im nieraz porozumieć się z politykami, niż z czytelnikami.
Może to i lepiej, że francuscy dziennikarze wypowiadają się na temat kryzysu w prasie o wiele rzadziej niż wydawcy i marketingowcy. Słuchając obrad dziennikarzy w Lille i Arras, miałem nieraz wrażenie, że duża część uczestników jest z Marsa:
- Zamiast o modernizacji swoich przedsiębiorstw, niektórzy (komunistyczne „L'Humanite") mówili o zwiększeniu subwencji państwowych dla mediów (które stanowiły w 2005 r. aż 17% dochodów francuskich mediów!).
- Zamiast o internecie, który jak żadne inne zjawisko w historii mediów zmienia zawód dziennikarza, mówili o konieczności prawnego uznania statusu redakcji w przedsiębiorstwach prasowych.
- Zamiast o radykalniej zmianie swojej mentalności w celu zrozumienia motywacji uciekających czytelników, mówili o „wprowadzeniu takich narzędzi jak moderator czy rada prasowa".
- Zamiast o włączeniu czytelników do tworzenia treści, mówili o włączeniu ich do refleksji na temat zawodu dziennikarza...
Dziennikarze, których widziałem w Lille i Arras nie są gotowi na eksperymenty, innowację i ewidentnie stracili czujność. Oni nie zbudują „dziennikarstwa 3.0". Mówili jak konserwatywna korporacja, nie jak awangarda społeczeństwa, za którą się uważają. Czy czytelnicy na pewno potrzebują takich dziennikarzy?
Komentarze
Dziennikarzy dotknął taki sam kryzys jak wcześniej górników, kolejarzy czy stoczniowców. Postęp technologiczny sprawił, że dramatycznie ułatwił się dostęp do informacji i dziennikarze stracili swoje podstawowe zadanie, jakim było informowanie społeczeństwa o tym, co się dzieje. Jeżeli wszystkie newsy są już poprzedniego dnia w Pana ulubionym RSS readerze, to jaki jest sens czytać to samo rano na papierze?
Informacja jest za darmo, komentarz (blogerski) też, no to za co tu brać pieniądze?
A że francuscy dziennikarze reagują jak to w socjalizmie? Inaczej nie umieją. Dotacje + ochrona zawodu dziennikarza i jakoś do emerytury przebiedujemy.
Generalnie formuła prasy się powoli wyczerpuje. Trzeba coś wymyślić. Przede wszystkim, trzeba wymyślić, jak zarobić na internecie nie będąc onetem (albo innym WSJ).
Pozdrawiam,
Lesław