Serwisy społeczościowe detronizują witryny porno w internecie

Kiedy na początku lat 90. internet startował z impetem, jedną z jego głównych lokomotyw szybko stał się przemysł pornograficzny. To rzuciło cień podejrzenia na całą cyberprzestrzeń. W zeitgeist Google'a, czyli na liście zapytań, dominowały wówczas takie słowa jak "seks" i "porno".

Dziś tendencja się odwróciła - stwierdza „The Economist". W 2006 roku już tylko 13% amerykańskich stron internetowych było przeznaczonych dla dorosłych, według firmy badawczej Hitwise. I tylko 7% zapytań w wyszukiwarkach dotyczyło „seksu" i „porno".

Co ciekawe, serwisy społecznościowe jak MySpace, Facebook czy Bebo (który właśnie uruchomił swoją polską wersję), rozwijają się teraz w tak szybkim tempie, że już zdetronizowały wirtualne przybytki seksu nie tylko w USA, ale też w Wielkiej Brytanii.

Czyżby Eros się zmęczył? Czy to oznacza, że internet dojrzał już na tyle, że nie potrzebuje - jak telewizja kablowa na Zachodzie w latach 90. - afrodyzjaka w postaci serwisów ze zdjęciami i filmikami wideo porno?


Choć internauci wydają na seks online średnio 89 dolarów na sekundę, choć 35% plików ściąganych z internetu to ciągle treści dla dorosłych i choć kobiety ciągle szukają w internecie porad i wsparcia, a meżczyźni - newsów i erotyki, seks, erotyka i porno nie są już tak potężnym przyśpieszaczem internetowego biznesu jak kilka lat temu.

dwie przyczyny tego stan rzeczy:

  • Z jednej strony, Internet rozwija się teraz dynamicznie dzięki wideo (wkrótce telewizji online) o najróżnorodniejszej tematyce i serwisom społecznościowym w stylu Web 2.0.

  • Z drugiej strony, korzystanie z porno-serwisów przeniosło się częściowo z Web, który jest tyko częścią internetu, do zamkniętych sieci peer-to-peer, w skrócie P2P, gdzie użytkownicy dzielą się materiałami bezpośrednio między sobą.

Przykładem może tu być wirtualny świat Second Life, jedna z najsłynniejszych ikon Web 2.0. Z tego serwisu korzysta dziś 8 mln użytkowników. W Second Life można poderwać dziewczynę, uprawiać z nią miłość, a nawet zakochać się.

Specjaliści szacują, że 30% transakcji handlowych dotyczy tu seksu. Cytowany przez „The Economist" Edouard Castronova z Uniwersytetu w Indianie uważa nawet, że seks stanowi „znaczną częścią, może nawet przekraczającą połowę wszystkich transakcji w Second Life". A zaczyna się to już na początku wirtualnego życia, kiedy wirtualne awatary, czyli nasze drugie „ja", muszą kupić sobie za wirtualne lub prawdziwe dolary... wirtualne organy płciowe, których nie otrzymały na starcie.

Wirtualne pornosy bronią się jak mogą przed utratą klientów i ewidentnie nie brakuje im wyobraźni w kopiowaniu znanych serwisów. Najbardziej pomysłowi wymyślili StumblePorn, wyszukiwarkę porno w stylu Web 2.0, którą można dyskretnie zainstalować w pasku przeglądarki. To kopia znanego serwisu social bookmarkingu StumbleUpon, kupionego przez eBay.


Inni stworzyli serwis YouPorn, który ma ambicję stać się w porno online tym czym jest dziś YouTube w świecie wideo online. Serwis funkcjonuje identycznie jak YouTube. Internauci dodają tu codziennie dziesiątki nowych filmów, następnie na nie głosują, dodają do ulubionych etc.


W podobnym stylu prezentuje się Pornotube, który określa siebie jako „sexperiment". Przypomina telewizję online, z chmurą tagów, jako element nawigacji. Serwis oferuje możliwość kopiowania filmów, jak YouTube, na swój blog lub serwis, co wydaje się niezrozumiałe, gdyż internauci rzadko przecież afiszują się z takimi materiałami, szczególnie na swoich stronach. Filmy można oceniać, głosować na nie w serwisie grupującym najlepsze linki Delicious (skąd są oczywiście wyrzucane przez czujnych administratorów) lub na Social Porn.


Teraz pojawił się Pornhorneo - pisał o tym znany blog Mashable (A Porn Site for ADHD Sufferers). Serwis ten oferuje możliwość oglądania dwóch filmów porno w tym samym czasie. Pornhorneo jest produktem dla prawdziwych Geek'ów, albo dla wiecznie zagonionych mieszczuchów cierpiących na zespół nadpobudliwości psychoruchowej, w skrócie ADHD.

Podobnie jak w YouPorn można tu głosować na najlepsze filmiki, albo zamieścić jeden z nich na swoim blogu lub witrynie internetowej. To, dla odmiany, kopia rewelacyjnego serwisu HeadtoHead08 porównującego wideo z wystąpieniami polityków. Materiały są oczywiście dostarczane przez użytkowników, jak w prawdziwym serwisie Web 2.0.

> Wiedzieć więcej
StumblePorn - wyszukiwarka porno w stylu Web 2.0
Internauci wydają na seks online średnio 89 dolarów na sekundę
W Second Life można poderwać dziewczynę, uprawiać z nią miłość, a nawet zakochać się

Internet: kobiety szukają porad i wsparcia, meżczyźni - newsów i erotyki
Francja: Dziś startuje pierwszy wortal dla mężczyzn
23 najlepsze serwisy Web 2.0 na świecie
Pięć sposobów jak rozpoznać serwis Web 2.0

> Tag: , , , , , , ,

Komentarze

Anonimowy pisze…
Mniej prób wyszukiwania fraz typu 'sex' w Googlach może wynikać również z tego, że użytkownicy zauważyli, że w ten sposób niewiele można znaleźć.

Powodem jest zaspamowanie wyników i promowanie płatnych materiałów. Tak w każdym razie mówił mi 'kolega' ;-)

Myślę, że inny powód to rozwinięcie się potrzeb internautów i zwiększenie się ich internetowego stażu.

No bo czego - z dużym prawdopodobieństwem - może szukać osobnik płci męskiej, który dopiero co kupił sobie komputer i zaczął odkrywać Internet? :-)
roody102 pisze…
A mnie się wydaje, że analizowanie statystyk dla zapytań "sex" i "porn" to trochę słaby punkt odniesienia - jest jeszcze wiele innych słów-kluczy pozwalających dotrzeć do tej samej treści.

Sprawdzając je zwróćcie uwagi na to, co podpowiada Wam FireFox. To śmieszne, że słowa takie jak "blowjob" są tam ze wszystkimi możliwymi literówkami, ale nie ma tego właściwego.

Ot, obserwacja ;)