Ironia losu, czołówka numeru grudniowego pisma to: „Handlowcy na wysokich obrotach. Jak utrzymać wyniki sprzedaży w kryzysie"
Czy przyszłość „Manager Magazin" stoi pod znakiem zapytania? - pytałem w październiku 2007 roku. Dziś niemiecki właściciel - Die Spiegel Gruppe - podjął decyzję o zamknięciu tego magazynu biznesowego istniejącego od 2004 roku.
„Prasa biznesowa na całym świecie ma poważne problemy z powodu kryzysu instytucji finansowych i zapaści na rynku producentów samochodów. Wynik finansowy polskiej edycji ”Manager Magazin” w bardzo dużym stopniu zależy od przychodów z reklam pochodzących z obu tych branż. Już w 2008 roku widoczne były znaczne cięcia w kampaniach marketingowych firm z tych sektorów, co przełożyło się na gorszy wynik finansowy „Manager Magazin”, a przewidywania na 2009 rok są jeszcze bardziej niepokojące – poinformował wydawca w komunikacie, cytowanym dziś przez Presserwis.
Myślę, że nadchodzący kryzys nie jest główną przyczyną tej decyzji. To tylko pretekst do zlikwidowania nierentownego i coraz mniej perspektywicznego pisma. Prawdziwym powodem były zbyt niskie przychody pisma oraz nieudolne zarządzanie dwóch kolejnych prezesów magazynu, którzy nie potrafili stworzyć sensownej strategii rozwoju.
Od 2004 roku, niemiecki właściciel wpompował ok. 15 milionów złotych w biznes, który nigdy nie osiągnął progu rentowności. Wg ZKDP, „Manager Magazin", sprzedawał średnio 32 682 egzemplarzy w okresie od sierpnia 2007 roku do sierpnia 2008 roku.
Pierwszy prezes Manager Media, wydawcy „Manager Magazin", Philipp Busch, który był jednocześnie prezesem niemieckiego i węgierskiego „Manager Magazine", został zwolniony w październiku 2007 roku.
To za jego czasów, w okresie zaledwie trzech miesięcy, od czerwca do sierpnia 2007 r., z wydawnictwa najpierw odeszli wszyscy menedżerowie: dyrektor zarządzający, dyrektor biura reklamy, dyrektor marketingu i sprzedaży oraz szef działu eventów, później - cały dział reklamy oraz jeden z kluczowych dziennikarzy. Philipp Busch zapłacił głową za porażkę w rozwoju biznesu nie tylko w Polsce, ale też i na Węgrzech. Der Spiegel, jak to w cywilizowanych wydawnictwach bywa, pozwolił mu odejść honorowo, choć wszyscy wiedzieli, że odchodzi na tarczy.
Jego następca, niemiecki arystokrata Nikolaus von Nathusius okazał się jeszcze bardziej nieudolny. Ten były specjalista od pism mleczarskich, nierozważnie rozdmuchał koszty, w tym osobowe, zamiast je ciąć - potwierdziło mi to kilka osób z wydawnictwa. By uzupełnić braki w zespole po exodusie top managementu, zatrudnił ludzi oferując im dość wysokie pensje jak na tak nierentowny tytuł: jeden z dziennikarzy otrzymał wynagrodzenie w wys. 20.000 zł, część wyrabiała miesięcznie ponad 10.000 zł z wierszówką. Pracownicy działu reklamy otrzymali pensje w wys. 6-7.000 zł, plus prowizja w wys. 8-10 procent. Dane te kontestują dziennikarze „Manager Magazin" w komentarzach do wpisu.
Kiedy widmo totalnej klęski pojawiło się na horyzoncie, Nikolaus von Nathusius zaczął myśleć o odsprzedaniu tytułu potencjalnym zainteresowanym:
- Inforowi, wydawcy „Gazety Prawnej". Prezes von Nathusius podobno nie przepadał za prezesem Inforu, Ryszardem Pieńkowskim, który dwa lata temu odsprzedał 25% udziałów jakie Infor posiadał w spółce wydającej „Manager Magazine". Czy to zaważyło na jego niechęci do rozmów z Inforem, jak sugeruje jedno z moich źródeł informacji?
- Migut Media, wydawcy konkurencyjnego „Businessman.pl", stworzonego w październiku 2007 roku przez zespół, który uciekł z „Manager Magazine". Prezes wydawnictwa, Wiesław Migut był zainteresowany kupnem, ale potwierdził mi, że nie otrzymał żadnej propozycji i nigdy nie doszło do konkretnych rozmów.
- Axelowi Springerowi, który wydaje konkurencyjny tytuł „Forbes", lidera na rynku magazynów biznesowych.
Jak pisze w komentarzu jeden z dziennikarzy „Manager Magazine":
„(...) ostatnie wydania - choćby to kryzysowe ze Stiglitzem i raportem BCG - znikały z półek jak ciepłe bułki. Śmiechem zza grobu może się okazać, że ostatnie przedśmiertne numery będą miały najwyższą sprzedaż w historii"...
Mizerny segment pism biznesowych w Polsce, z którego w ciągu 2 ostatnich lat znikły 3 magazyny: „Businessman Magazine" (który zostawił po sobie miliony długów), „BusinessWeek" (wydawany przez właściciela „Wprost") i „Profit" (który zmienił w 2004 roku nazwę na „Forbes"), kurczy się więc do dwóch pism.
Teraz, do podziału tortu reklamowego w segmencie pozostały już tylko „Forbes" i „Businessman.pl". Ich szefowie z pewnością nie będą płakać po znikającym konkurencie.
> Wiedzieć więcej:
- Wydawca miesięcznika "Manager Magazin" i związanych z nim publikacji rozpoczął działalność latem 2004 pod nazwą "Wydawnictwo Infor Manager Sp. z o.o." Było to joint venture Manager Magazin Verlagsgesellschaft (spółki zależnej Grupy Spiegel) oraz Grupy Wydawniczej Infor. Trzy lata później, latem 2007 r. niemiecki wspólnik przejął udziały Inforu i od tego czasu firma jest w 100 proc. własnością Grupy Spiegel. Zmieniła się także jej nazwa na: "Manager Media Sp. z o.o.". W grudniu 2004 r. ukazał się pierwszy numer miesięcznika "Manager Magazin" (Źródło: "Manager Magazin")
Komentarze
A pracować dla Miguta to gorzej niż pracować przy odśnieżaniu ulic, bo miasto przynajmniej nie oszukuje na wynagrodzeniach
To nie wstyd zarabiać pieniądze, szczególnie w tak trudnym zawodzie, i życzę wszystkim dziennikarzom, i zarabiali jeszcze więcej.
Problem w tym, że wydawca żył ponad stan i płacąc pensje na tym poziomie nadwerężył budżet.
Być może - popraw mnie jeśli się mylę - nie miał wyjścia?
MK
rozumiem, że Internet jak papier zniesie wszystko. Nawet największy bełkot. Ale mógłby Pan z większym szacunkiem odnosić się do odziedziczonego po przodkach nazwiska.
Poczynając od info o prezesach i ich wpływie na MM, a na pensjach skończywszy to wyłącznie głupoty.
Skupię się na tym ostatnim "newsie".
W MM nie było takich zarobków: ani w redakcji, ani w biurze reklamy. Kwoty o jakich Pan pisze byłyby chętnie widziane, ale niestety były nieosiągalne (może w Migutowie tyle się zarabia?). KAżDY z dziennikarzy musiałby zapełniać swoimi tekstami połowę KAżDEGO wydania.
Jeśli chodzi o pensje handlowców to podane przez Pana kwoty (6-7 tys.) nie są na rynku uznane za przesadne, natomiast poziom dodatkowej prowizji był w MM zdecydowanie niższy (niestety) od podanego przez Pana (o ile pamiętam Migutowo również ma w tej dziedzinie spore kłopoty, co z resztą wcale mnie nie cieszy).
Jak podała dzisiejsza Gazeta Prawna w swoim serwisie MM był już bardzo blisko progu rentowności. Myślę, że są wiarygodni (też nie kochają MNvN).
Następnym razem zabierając się za pisanie warto lepiej się postarać o dane.
Pozdrawiam
Robert Krawczyk
Gdyby można było cofnąć czas, z najwyższą przyjemnością podzielilibyśmy się z Panem Krzysztofem połową uposażeń, gdyby były takie, o jakim on pisze...
Oczywiście, Pan Krzysztof "zapomniał" napisać, że konstrukcja tych rzekomo bizantyjskich pensji niespecjalnie chroniła pracowników (umowy o dzieło/firmy), ale z punktu widzenia biznesu trudno nazwać taką politykę rozbuchiwaniem kosztów...
Ciekawe, że potępianie w czambuł obranego przez MM modelu biznesowego nie przeszkodziło Panu Krzysztofowi w lansowaniu się kilka miesięcy temu na łamach tego jakże beznadziejnego miesięcznika. Pamięć bywa ulotna, więc piszący o Panu kolega mógł nie pamiętać, że od początku istnienia Businessmana.pl bardzo obiektywnie punktował Pan atuty nowego wydawnictwa (duża "elastyczność" wobec bohaterów tekstów to w dzisiejszych czasach to może rzeczywiście atut, a przynajmniej kroplówka pozwalająca o kilka miesięcy przedłużyć agonię - choć nie sądzę, by właśnie takie atuty ceniono w cywilizowanym świecie dziennikarstwa, na które tak chętnie się Pan powołuje) i równie obiektywnie wypowiadał się Pan o cieniznie istniejącego gracza.
W owym śmieszno-strasznym epitafium nawet się Pan nie zająknął, że ostatnie wydania - choćby to kryzysowe ze Stiglitzem i raportem BCG - znikały z półek jak ciepłe bułki. Śmiechem zza grobu może się okazać, że ostatnie przedśmiertne numery będą miały najwyższą sprzedaż w historii...
Ja jednak pamięć mam trochę lepszą i pamiętam, że empatia Pana Krzysztofa, litującego się nad losem ofiar nieudolnego zarządzania, jakoś nie przeszkodziła mu niemal do końca dni świętej pamięci Businessmana (bez .pl) mamić właścicieli pisma kosmicznymi pomysłami, które wyprowadzą je na prostą.
Ale na pewno doradzał Pan wtedy (np. sprowadzając przyjaciół z Hiszpanii z pomysłami na nową makietę i infografiki w czasach, gdy pismo nie miało kasy na dziennikarzy), jak i teraz Panu Migutowi, tak z dobrego serca, pozytywistycznie, by podnieść poziom polskiej prasy, prawda? Tylko ludzie cyniczni, o naprawdę złej woli, mogliby podewziąć podejrzenie, że wpada Pan do szuflady z napisem "rozbuchane koszty".
Od lat z fascynacją godną lepszej sprawy przyglądam się, jak Pan Krzysztof, lansując się jako otrzaskany ze światowymi salonami i standardami profesjonalista, od lat karmi się kompleksami polskich przedsiębiorców.
Mam nadzieję, że będą oni przytomnie pamiętać o tym, że w kryzysie w pierwszej kolejności tnie się wydatki na farbę (remont biura może poczekać) i doradców.
Ale i tak smutno, że tak się skończyło. Serdecznie pozdrawiam kolegów z zespołu. Trzymajcie się. To nie są dobre czasy dla dziennikarzy.
Umówmy się - Niemcowi nie wyszło, choć faktycznie może i byli blisko celu, jakim była rentowność. co do pensji - koledzy nie ma wstydu w tym, że dobrze się zarabia:)
W Businessman.pl, jak mówili koledzy, taka dyszka była osiągalna przy sporym zaczernieniu stron, ale tam też mniej osób pracuje (tym bardziej, że odszedł od nich zastępca i sekretarz, którzy zapełniali również pismo tekstami). Tylko tam jest inny problem - o ile w Manager Magazin pensje płacono, u Miguta, Wiesława zresztą, terminową płatność ostatni raz widziano na Tytoniowej, jak te budynki należały jeszcze do Polsrebra:)
Znam to z opowieści różnych osób w różnych posmach - mały Wiesio po prostu kredytuje się kosztem pracowników. I nie daj Boże, jak ktoś mu podpadnie, albo odejdzie - ten facet nagle zapomina, że są pieniądze do zapłacenia.
No i co? Lepszy Niemiec czy Wiesio z Wawra?
Halo, koledzy z upadającego MM! Tylko nie dajcie się wciągnąć do jakiegoś Migutowego pisemka, bo szkoda waszych nerwów...
1. “Ciekawe, że potępianie w czambuł obranego przez MM modelu biznesowego nie przeszkodziło Panu Krzysztofowi w lansowaniu się kilka miesięcy temu na łamach tego jakże beznadziejnego miesięcznika”.
Model biznesowy “Manager Magazin” był taki sam jak innych pism tego typu. Nie można tego modelu “potępiać”, bo działa nie tylko w Polsce, choć w naszym kraju chyba trochę gorzej niż gdzie indziej skoro aż trzy z pięciu magazynów biznesowych znikły w kilku ostatnich latach. W przypadku “Manager Magazin” nie chodzi, jak Pani wie, o model biznesowy, tylko o jego niedostosowanie do polskich warunków.
“Manager Magazin” wcale nie był beznadziejny. Uważam, że był to jeden z lepszych magazynów biznesowych w Polsce, również za Pani czasów, choć był na mój gust zbyt mało wyrazisty. Myślę, że to wynikało głównie z obaw działu reklamy przed utratą obecnych, lub potencjalnych klientów. A reklama - “rzecz święta”.
Rozumiem, że “lansowaniem się” nazywa Pani tekst, w którym dziennikarz cytuje mnie w związku z piastowaną wówczas przeze mnie funkcją, ilustrowany między innymi moim zdjęciem. Jak Pani wie, to autor tekstu i fotograf decydują jak zilustrują tekst i nie może Pani mieć im dziś za złe, że wybrali zdjęcia jednej z cytowanych osób, bo tak chyba zazwyczaj się robi, proszę mnie poprawić jeżeli się mylę.
2. “Pamięć bywa ulotna, więc piszący o Panu kolega mógł nie pamiętać, że od początku istnienia Businessmana.pl bardzo obiektywnie punktował Pan atuty nowego wydawnictwa (...)”
Opublikowałem na temat “Manager Magazin” jeden wpis, rok temu, do którego nota bene odsyłam już w leadzie wczorajszego wpisu. Przyzna Pani, że niecodziennie zdarza się, że w ciągu kilku miesięcy z jednego wydawnictwa odchodzi prawie cały top management, który na dodatek tworzy konkurencyjne pismo - Businessman.pl, wycofuje się partner strategiczny, a na dodatek spada sprzedaż.
Czytała Pani notatkę o starcie Businessman.pl, prawda? Informuję o wydarzeniu, ale nie oceniam w niej pisma, gdyż - ze względów zawodowych - nie mógłbym tego zrobić obiektywnie, o czym zresztą uprzedzam w tekście.
3. “W owym śmieszno-strasznym epitafium nawet się Pan nie zająknął, że ostatnie wydania - choćby to kryzysowe ze Stiglitzem i raportem BCG - znikały z półek jak ciepłe bułki. Śmiechem zza grobu może się okazać, że ostatnie przedśmiertne numery będą miały najwyższą sprzedaż w historii...”
Niestety, nie posiadałem tej informacji. Jeśli Pani nie ma nic przeciwko temu, zaktualizuję wpis dodając te dane.
4. “Ja jednak pamięć mam trochę lepszą i pamiętam, że empatia Pana Krzysztofa, litującego się nad losem ofiar nieudolnego zarządzania, jakoś nie przeszkodziła mu niemal do końca dni świętej pamięci Businessmana (bez .pl) mamić właścicieli pisma kosmicznymi pomysłami, które wyprowadzą je na prostą”.
Dla Pani informacji, właściciele pisma nie wprowadzili w życie rekomendacji audytu, który przeprowadziłem w redakcji “Businessman Magazine”. Było już chyba za późno. Tego typu audyt powinien był być przeprowadzony co najmniej rok wcześniej.
Niestety, nie mogę powiedzieć na ten temat więcej, gdyż są to kwestie poufne, ale widzę, że nie ówczesny zarząd nie podzielił się z Panią wiedzą na ten temat, co - z perspektywy czasu - jest zrozumiałe zważywszy na tragiczną sytuację finansową wydawnictwa Business Press, które w końcu zbankrutowało.
5. “Ale na pewno doradzał Pan wtedy (np. sprowadzając przyjaciół z Hiszpanii z pomysłami na nową makietę i infografiki w czasach, gdy pismo nie miało kasy na dziennikarzy), jak i teraz Panu Migutowi, tak z dobrego serca, pozytywistycznie, by podnieść poziom polskiej prasy, prawda? Tylko ludzie cyniczni, o naprawdę złej woli, mogliby podewziąć podejrzenie, że wpada Pan do szuflady z napisem "rozbuchane koszty".
Trzeba wyjątkowo złej woli, albo niewiedzy, by mieć pretensje do doradcy zarządu, któremu udaje się przekonać do współpracy z nikomu nie znanym poza Polską małym wydawnictwem, jakim był Business Press, dwóch światowej klasy fachowców: Jeffa Mignona, dwukrotnego laureata Oskara światowego designu, i Juana Velasco, jednego z najbardziej utalentowanych infografików na świecie, wówczas szefa działu infografiki w “New York Times”. To rzeczywiście straszne przewinienie...
Pan Migut był jednym z moich klientów, któremu doradzałem w ostatnim etapie powstawania “Businessman.pl”, dlatego też pisałem o tym magazynie o wiele rzadziej niż gdybym był zwykłym, postronnym obserwatorem.
-------
Pozwoli Pani, że nie odniosę się do reszty Pani komentarza, gdyż jest zbyt emocjonalny. Mam wrażenie, że - z niezrozumiałych względów - wini mnie Pani za klęskę Manager Magazin.
Trochę wstyd - może warto najpierw sprawdzić jak się pisze nazwy tych, o których się pisze. Nie mówiąc już o innych śmiesznych danych. No, ale jak się nie ma gdzie publikować to można i stworzyć swój blog. Dla takich samych jak Pan ignorantów.