Sprostowanie
Magazyn „Enter" opublikował wczoraj tekst poradnikowy o blogach, którego częścią był krótki wywiad ze mną pod tytułem „Na blogu nie można się dorobić, ale można sobie dorobić". Mówiłem tam m. in. o programie Google AdSense, współpracy z siecią reklamową online i o zdobyciu sponsora.
Jako przykład na zdobycie sponsora podałem popularny blog Kataryny. Według jednego z moich źrodeł - zazwyczaj dobrze poinformowanych - jego autorka otrzymywała pieniądze od portalu gazeta.pl.
Informacja ta okazała się nieprawdziwa, co udało mi się dziś ustalić, ale wywołała - jak to nazywa w e-mailu do mnie Marcin, przyjaciel blogowiczki - „aferę Kataryny".
Chyba po raz pierwszy w polskiej blogosferze, zauważa autor tekstu z „Entera", Bartłomiej Mrożewski, jakaś informacja rozeszła się w sieci w takim tempie i wywołała takie emocje.
Pierwszy zdementował tę informację Tomasz Bienias, zastępca Dyrektora wydawniczego portalu gazeta.pl, z którym rozmawiałem dziś telefonicznie. Zrozumiałem, że to zbyt poważna sprawa, by odłożyć ją na później, przesunąłem więc mój wyjazd na urlop na następny dzień (próbuję bezskutecznie wyjechać z Warszawy od dwóch dni).
Tomasz Bienias:
Po tej rozmowie wszedłem po raz pierwszy na blog Kataryny i skontaktowałem się z moim źródłem informacji, które spuściło z tonu, mówiąc o „trybie warunkowym".
Informację zdementowała też sama Kataryna, mocno wzburzona. W e-mailu do mnie napisała, iż ta informacja wywołała „nieprzyjemną nagonkę" na nią, podkreślając, że:
W ciągu kilku dni, informacja o sponsoringu pojawiła się na wielu blogach i wywołała lawinę zjadliwych komentarzy w internecie, głównie na forum gazeta.pl, pod adresem Kataryny, Agory, lub mnie (ja też zostałem przy okazji „oskarżony" o figurowanie na tajnej liście płac Agory, jakby to było coś złego i wstydliwego)...
Lektura komentarzy wprawiła mnie w osłupienie: tak niesamowitego nagromadzenie bzdur, oszczerstw i niedorzeczności w kilkudziesięciu centymetrach monitora komputerowego jeszcze nie widziałem. Ileż niepotrzebnych słów, ileż emocji...
Trafnie podsumował to czytelnik o pseudonimie ford.perfect:
Faktem jednak jest, że ta informacja, choć sprawdzona przeze mnie, okazała się nieprawdziwa i to jest najistotniejsze w całej tej aferze. Rozumiem wzburzenie Kataryny, która znalazła się nagle wbrew sobie w centrum prawdziwej internetowej burzy. Przepraszam Kataryna.
Dla mnie morał z tej afery jest następujący;
W USA i w Europie Zachodniej niektórzy blogowicze otrzymują regularne wynagrodzenie za swoją pracę i nikogo to nie szokuje, wprost przeciwnie. W Polsce też tak będzie kiedy blogowicze zrozumieją ile warta jest ich siła przyciągania.
Dziś na blogu można w Polsce tylko dorobić, jutro niektórzy będą na nim mogli zarobić.
Co Panstwo myślicie o całej tej aferze?
> Tag: media, internet, blog
Magazyn „Enter" opublikował wczoraj tekst poradnikowy o blogach, którego częścią był krótki wywiad ze mną pod tytułem „Na blogu nie można się dorobić, ale można sobie dorobić". Mówiłem tam m. in. o programie Google AdSense, współpracy z siecią reklamową online i o zdobyciu sponsora.
Jako przykład na zdobycie sponsora podałem popularny blog Kataryny. Według jednego z moich źrodeł - zazwyczaj dobrze poinformowanych - jego autorka otrzymywała pieniądze od portalu gazeta.pl.
Informacja ta okazała się nieprawdziwa, co udało mi się dziś ustalić, ale wywołała - jak to nazywa w e-mailu do mnie Marcin, przyjaciel blogowiczki - „aferę Kataryny".
Chyba po raz pierwszy w polskiej blogosferze, zauważa autor tekstu z „Entera", Bartłomiej Mrożewski, jakaś informacja rozeszła się w sieci w takim tempie i wywołała takie emocje.
Pierwszy zdementował tę informację Tomasz Bienias, zastępca Dyrektora wydawniczego portalu gazeta.pl, z którym rozmawiałem dziś telefonicznie. Zrozumiałem, że to zbyt poważna sprawa, by odłożyć ją na później, przesunąłem więc mój wyjazd na urlop na następny dzień (próbuję bezskutecznie wyjechać z Warszawy od dwóch dni).
Tomasz Bienias:
„Nigdy nie płaciliśmy autorom naszych blogów. Jedyna pomoc jaką udzieliłem Katarynie, to kilka rad przy obsłudze bloga. Ta nieprawdziwa informacja o sponsoringu Agory uderzyła w wiarygodność Kataryny, która jest bardzo czuła na punkcie swojej niezależności. Prowadzi swój własny, niezależny merytorycznie blog polityczny. Co innego pisać blog o polityce, gdzie liczy się niezależność, a co innego pisać np. blog o iPodzie, którego autor jest naszym dziennikarzem ".
Po tej rozmowie wszedłem po raz pierwszy na blog Kataryny i skontaktowałem się z moim źródłem informacji, które spuściło z tonu, mówiąc o „trybie warunkowym".
Informację zdementowała też sama Kataryna, mocno wzburzona. W e-mailu do mnie napisała, iż ta informacja wywołała „nieprzyjemną nagonkę" na nią, podkreślając, że:
„(...) Nie ma w tym ani krzty prawdy. Nie wiem kto i dlaczego naopowiadał Panu te bzdury. (...) Bo można się ze mną zgadzać lub nie, ale nie można pisać, że kiedykolwiek wzięłam choć złotówkę za to co pisałam, a wszystkich swoich czytelników zwyczajnie oszukiwałam".
W ciągu kilku dni, informacja o sponsoringu pojawiła się na wielu blogach i wywołała lawinę zjadliwych komentarzy w internecie, głównie na forum gazeta.pl, pod adresem Kataryny, Agory, lub mnie (ja też zostałem przy okazji „oskarżony" o figurowanie na tajnej liście płac Agory, jakby to było coś złego i wstydliwego)...
Lektura komentarzy wprawiła mnie w osłupienie: tak niesamowitego nagromadzenie bzdur, oszczerstw i niedorzeczności w kilkudziesięciu centymetrach monitora komputerowego jeszcze nie widziałem. Ileż niepotrzebnych słów, ileż emocji...
Trafnie podsumował to czytelnik o pseudonimie ford.perfect:
„Śmieszni jesteście. Przecież to tylko głupie forum i głupie blogi. Czytając ten wątek można odnieść wrażenie jakby miały mieć one siłę przekazu co najmniej telewizji publicznej. To tylko potwierdza moje przypuszczenia, że część forumowiczów żyje w jakimś własnym, wykreowanym na potrzeby swojej paranoi, świecie".
Faktem jednak jest, że ta informacja, choć sprawdzona przeze mnie, okazała się nieprawdziwa i to jest najistotniejsze w całej tej aferze. Rozumiem wzburzenie Kataryny, która znalazła się nagle wbrew sobie w centrum prawdziwej internetowej burzy. Przepraszam Kataryna.
Dla mnie morał z tej afery jest następujący;
- Jeszcze staranniej sprawdzać swoje informacje, starając się o potwierdzenie ich w tzw. kontradyktoryjnych źródłach. Tak łatwo kogoś zranić...
- Nawet najprostsze informacje wywołują reakcje racjonalne i emocjonalne. Racjonalne można sparować argumentami, emocjonalnych okiełznać się nie da.
- Informacje (i plotki) rozchodzą się w internecie praktycznie z szybkością światła: w dniu publikacji magazynu „Enter" polska blogosfera już buzowała emocjami.
W USA i w Europie Zachodniej niektórzy blogowicze otrzymują regularne wynagrodzenie za swoją pracę i nikogo to nie szokuje, wprost przeciwnie. W Polsce też tak będzie kiedy blogowicze zrozumieją ile warta jest ich siła przyciągania.
Dziś na blogu można w Polsce tylko dorobić, jutro niektórzy będą na nim mogli zarobić.
Co Panstwo myślicie o całej tej aferze?
> Tag: media, internet, blog
Komentarze
I dzięki Bogu, że Pan moderuje komentarze - proszę zajrzeć na forum przy ewamilewicz.blox.pl - ile tam obrzydlistwa, nienawiści, podłości, chamstwa.
Krótkiego "przepraszam".
W przypadku Kataryny pobieranie wierszówki byłoby czymś wstydliwym. Gdyby Pan zapoznał się z wpisami na blogu to zauważyłby Pan, że bardzo często są one kontr-agorowe tj. krytykujące koncern, jego media i prezentowaną w nich linię polityczną. Co więcej niektórzy komentujący jej blog już w przeszłości zarzucali K. pracę dla Agory. Ona zaprzeczała i dlatego ta afera jest dla blogowego światka lekkim skandalem.
P.S Ja rzadko wchodzę na Forum gazety, mam za słabe nerwy:)
ps.
>> Verto (pozdrawiam!) znów ma rację; bo jeśliby Agora sponsorowała Katarynę -- to to byłoby dla pani Kasi -- WSTYDEM
(= że nie mówii te de.)
ale: czy Katarynie tak calkiem nie po drodze z Agorą?
tak "obiektywnie" -- jak mawiają marxiści (tfu!)...?
nie wiem.
Chodziło mi o zachowanie zanim ukazał się artykuł, tj. niedochowanie należytej staranności itp.
> nie ma potrzeby wysylac komentarz o tej samej tresci cztery razy.
Wiem. Napisałem o tym w drugim (opublikowanym) poście.
Że na forach czepiają się nicków, już się przyzwyczaiłem. Tutaj, prawdę mówiąc, nigdy bym się spodziewał (choć mi to generalnie nie przeszkadza).
nie przekonuje mnie też argument o utracie wiarygodności przez Katarynę m.in. z tego powodu, że prezentowała poglądy kontr-agorowe. nigdzie na świecie nie wynagradza się za same poglądy, ale za ciekawe pisanie i przyciąganie na bloga coraz większej liczby użytkowników.
jedno, co jestem w stanie zrozumieć, to narażenie na szwank reputacji po wcześniejszych zaprzeczeniach co do pobierania wynagrodzenia.
ale to wszystko tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że pod względem korzystania z dobrodziejstw internetu jesteśmy jeszcze daleko w lesie, skoro blogowanie traktujemy jako sztukę tajemną i działalność misyjną, której komercjalizacja jest czymś zgoła bluźnierczym.
pewnie po prostu musimy do tego dorosnąć... ;)
Jedni się oburzają, inni żądają sprostowania...
I jak się zastanawiam, to nie chodzi w tej aferce o niezależność blogowiczów, idealizm tak zwanego - tfu tfu - web 2.0, tylko, że niektórym się wydaje, że zarabianie to obciach.
PS.
Gdybyś wiedział, że za ten komentarz dostałem od autora 20$, to kto by na tym ucierpiał? Ja, że komentuję za kasę, czy właściciel, że słono przepłacił?
Do kwadratu
Hmm niby poważny, wiekowy człowiek, a szuka tak bezmyślnego rozgłosu robiąc z błahej sprawy aferę na miare rywingate...
z drugiej jednak strony przewineły się przez neta większe afery, jednak szybko stłumione w zarodku i nawet niesmak nie pozostał, a kataryna stanie się wrogiem świata blogowego nr. 1
Szewo, byles od tego zaplacil podatek i - nie ma sprawy!;););)
Kaska
Problem polega wyłącznie na tym, że był to blog polityczny, który krytykował jedną ze stron sceny politycznej. No i gdy plotka, że Kataryna jest sponsorowana przez Agorę poszła w świat, to wszyscy tropiciel spiskowych teorii dziejów mieli co omawiać, analizować etc. - oczywiście pod pozorem zachowania własnej neutralności i niezależności. Gdyby chodziło tutaj o np. fotobloga pt. Życie na prowincji, to pewnie nie byłoby całej sprawy. Chociaż, któż to wie - tropienie układów jest ostatnio modne.
i Po Raz (chyba) 1-szy zgadzam się z >> Pania Kasią: placić podatki. byle małe.
(a najlepiej: pogłówne.)
Heeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeelp!!!!
"Problem polega wyłącznie na tym, że był to blog polityczny, który krytykował jedną ze stron sceny politycznej. No i gdy plotka, że Kataryna jest sponsorowana przez Agorę poszła w świat, to wszyscy tropiciel spiskowych teorii dziejów mieli co omawiać, analizować etc. - oczywiście pod pozorem zachowania własnej neutralności i niezależności. Gdyby chodziło tutaj o np. fotobloga pt. Życie na prowincji, to pewnie nie byłoby całej sprawy"
kto ją tak nagłośnił i i po co?
dobre pytanie. cui bono znaczy.
(o ile oczywiście nie mam Paranoi i spiskowej teorii dziejów..;-)
Dawno nie widziałem w polskiej sieci, a obserwuję ją od wielu lat, tak zarozumiałego człowieka. W innym miejscu piszesz o "niszowym czasopiśmie Enter" (sam będąc autorem żenującego merytorycznie i cieniutkiego, jeśli chodzi o oglądalność bloga), tutaj roztkliwiasz się nad notką ze swojego bloga.
A prawda jest taka, że gdybyś był dziennikarzem, to za takiego "newsa" z każdej normalnej redakcji by cię wylali na zbity pysk. Pan Krzysztof Urbanowicz przynajmniej przeprosił za podanie nieprawdziwej informacji, a ty wolisz ironizować, że katarynie wzrośnie oglądalność i podkreślać, że to od ciebie zaczęła się ta zadyma. Masz rację, to ty wrzuciłeś kupę do wentylatora. Ciesz się, że wszystkich obryzgało.
co za głupi argument!
faktem jest że pana pochopne słowa (dlaczego nie zapytał pan Kataryny przed swoją wypowiedzią?) zagroziły dobrej reputacji pewnej blogerki, jako blogerki właśnie
wpadka naprawdę spora, ale gdyby nie ona nigdy bym się nie dowiedział... o Pana blogu. Paradoksalne, nieprawdaż?
Brawo za szybkie sprostowanie.
pisze pan o figurowaniu na liście płac Agory "jakby to było coś złego" - otóż w kontekście tej sprawy istotnie byłoby - w przypadku Kataryny, bo podważyłoby jej niezależność, w przypadku Pana - bo mogłoby oznaczać walkę polityczną "na zlecenie". Tak nie było... ale rozumiem, dlaczego mogą pojawiać się takie skojarzenia.
No jakże to, nie widzi Pan tego?
Co do określenia wpisu Forda jako trafnego... cóż, absolutnie nie mogę się zgodzić. To nie są tylko "głupie blogi" - blogi polityczne, a blog Kataryny był jednym z najbardziej poczytnych i wpływowych - wyrastają na całkiem istotną alternatywę dla komercyjnych mediów. Kto tego nie widzi... cóż, jest chyba trochę "do tyłu". Jasne, to nie to, co telewizja... jeszcze. Na razie to medium, rzekłbym, elitarne. Ale wszystko jest kwestią czasu. Wyzywanie innych od pranoików jest zaś, delikatnie mówiąc, nieeleganckie.
Swoją drogą widać, jak łatwo można uwikłać się w oskarżenia, korzystając choćby tylko z określonej platformy bloga. Bezpieczniejszym wydaje się używanie zagranicznej, niepowiązanej politycznie platformy bloggera... bo choć wierszówka to generalnie nic złego, jednak otrzymywanie jej od swoich politycznych przeciwników byłoby niesmaczne i nie w porządku wobec czytelników.
To tak, jak z felietonistami (zresztą blogi polityczne z felietonami mają wiele wspólnego). Wyobraźmy sobie Ziemkiewicza piszącego dla organu Urbana... Brrr.
Więc zarabianie - jak najbardziej - ale w biznesie też powinna obowiązywać etyka.
Pozdrawiam!
Po pierwsze, to dla mnie kawestia przestrzegania pewnych zasad etycznych. Nie pochwalam, nie stosuję i nie pozwalam na stosowanie tego typu zagrywek, które uważam za cyniczne. Dlatego tak bardzo wzburzyła mnie niedawno "Machina", która posłużyła się - nomen omen - Bogu ducha winnym "Ozonem" do nagłośnienia jednej ze swoich okładek. Pisałem o tym w blogu.
Po drugie, ta informacja o sponsoringu trafiła wbrew mojej woli w czuły punkt nieznanej mi blogowiczki i, jak się szybko zorientowałem, mogła jej chyba jakoś zaszkodzić, a nie mam żadnego powodu, żeby szkodzić dziewczynie. Zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Przypomniała mi się też - toutes proportions gardees - historia z pierwszej polskiej gazety, w której pracowałem. Jeden z moich dziennikarzy bezpodstawnie oskarżył wówczas sklepikarza, który o mało nie zbankrutował.
Po trzecie wreszcie, czytelnicy Media Cafe to najczesciej dziennikarze, redaktorzy, naczelni gazet, ludzie reklamy, trochę grafików, trochę geek'ów... Zupenie inny target. To tak jakbym chciał zamieścić reklamę polskich pączków w piśmie o dietach świata. Nielogiczne z racjonalnego punktu widzenia.
Zrzut ekraonowy komentarza znalazł się tutaj:
http://piotr.mikolajski.net/2006/07/moda-na-cenzure
Kogoś, kto potrafi sam myśleć, w swoich opiniach nie kieruje się tym, co mu rozkaże właściciel gazety, reklamodawca tudzież oficer prowadzący.
Zastanowiłeś się już kto i dlaczego podsunął ci pomysł, że Katarynę sponsorowała Agora?
Media "oficjalne" typu Dziennik albo Gazeta Wyborcza przechodzą do historii, ludzie przestają czytać te szmaty, co nas obchodzi co o Polsce myśli właściciel Axel Springer.
Nowe, na prawdę niezależne media wypierają śmieci, no i oczywiście starzy czują się zagrożeni, stąd nagonka na bloggerów.