Dlaczego dziennikarze czują się dziś zmuszeni do opowiedzenia po jednej ze stron konfliktu politycznego? - pyta Paweł Siemieński.
Tomasz Liś: „PiS zakwestionował podstawowe wartości. Kiedy bardzo ważny polityk w Polsce mówi, że nie ma wolnych mediów, jeśli rządząca koalicja obsadza stanowiska w mediach publicznych według czysto politycznego parytetu, a po opublikowaniu nagrań z pokoju Renaty Beger politycy tej partii brutalnie insynuują, że stoją za tym WSI, to elementarna przyzwoitość każe powiedzieć: nie. Dlatego wielu dziennikarzy poczuło się w obowiązku opowiedzieć się po jednej stronie. PiS ma skłonność do upatrywania wrogów we wszystkich, którzy nie idą z nimi ręka w rękę. I przez to wielu dziennikarzy ląduje po drugiej stronie barykady"
Bronislaw Wildstein: „Różne rzeczy w Polsce się zmieniają, ale nie jedno: wciąż trwa bal przebierańców, jesteśmy w królestwie Tartuffe'a, bohatera "Świętoszka" Moliera. Do respektowania reguł moralności nawołują ludzie najczęściej je przekraczający, a wolności domagają się ci, którzy usiłują ją stłamsić".
W tym samym "Newsweeku" Piotr Zaremba stawia tezę, że "środowisko dziennikarskie zostało skłócone przez polityków. Ale bywa i tak, że jego przedstawiciele wystawiają kolegów po fachu politykom".
Zaremba uważa, że na spory ideowe nakłada się ostra walka o rynek mediów. Trwa bolesne przełamywanie charakterystycznego dla lat 90. „półmonopolu" „Gazety Wyborczej" i „Polityki", który rodził „frustracje wśród dziennikarzy niepodzielających katalogu wartości" obu tych gazet. Teraz to się zmienia. Poglądy odmienne od tych lansowanych przez „Wyborczą" weszły do mainstreamu.
Moim zdaniem Piotr Zaremba ma rację, gdy pisze, że wojna mediów jest korzystna dla odbiorcy, bo sprzyja pluralizmowi opinii. Ale jest ona również korzystna dla polityków, którzy manipulują dziennikarzami z zaskakującą łatwością i, jak przyznaje w rozmowie Bronisław Wildstein, „wpuszczają dziennikarzy w kanał", który prowadzi do utraty ich wiarygodności.
Polskie środowisko dziennikarskie skupia prawie całą swoją uwagę i energię na polityce i na małych wojenkach między frakcyjkami i grupami wzajemnej adoracji zamiast spróbować zjednoczyć się, jak ich koledzy w Europie Zachodniej.
Czyż nie łatwiej byłoby wtedy walczyć np. o zniesienie skandalicznych zapisów jak ten o autoryzacji czy ten o zniesławieniu (dziennikarz, który zniesławi osobę publiczną, nawet pisząc o niej prawdę, może być skazany na karę do dwóch lat więzienia), potwierdzony wczoraj przez Trybunał Konstucyjny?
Źródło: „Newswek" (via Pardon i blog Piąta Władza)
> Tag: media, prasa, dziennikarstwo, polityka
Komentarze