Kto wywołał wojnę mediów? Politycy czy sami dziennikarze?

Czy każdy dziennikarz, który krytykuje rząd, automatycznie staje się zwolennikiem Platformy? Czy publicyści popierający projekt budowy IV RP to funkcjonariusze PiS? Czy wolność słowa jest zagrożona, czy kwitnie? Dlaczego brutalna wojna polityczna przeniosła się na świat mediów? - pyta w „Newsweeku" Paweł Siemieński, w rozmowie z Tomaszem Lisem z Polsatu i prezesem TVP Bronisławem Wildsteinem.

Dlaczego dziennikarze czują się dziś zmuszeni do opowiedzenia po jednej ze stron konfliktu politycznego? - pyta Paweł Siemieński.

Tomasz Liś: „PiS zakwestionował podstawowe wartości. Kiedy bardzo ważny polityk w Polsce mówi, że nie ma wolnych mediów, jeśli rządząca koalicja obsadza stanowiska w mediach publicznych według czysto politycznego parytetu, a po opublikowaniu nagrań z pokoju Renaty Beger politycy tej partii brutalnie insynuują, że stoją za tym WSI, to elementarna przyzwoitość każe powiedzieć: nie. Dlatego wielu dziennikarzy poczuło się w obowiązku opowiedzieć się po jednej stronie. PiS ma skłonność do upatrywania wrogów we wszystkich, którzy nie idą z nimi ręka w rękę. I przez to wielu dziennikarzy ląduje po drugiej stronie barykady"

Bronislaw Wildstein: „Różne rzeczy w Polsce się zmieniają, ale nie jedno: wciąż trwa bal przebierańców, jesteśmy w królestwie Tartuffe'a, bohatera "Świętoszka" Moliera. Do respektowania reguł moralności nawołują ludzie najczęściej je przekraczający, a wolności domagają się ci, którzy usiłują ją stłamsić".

Komentarze

Anonimowy pisze…
Liś? Chyba Lis ;)