Choć serwisy internetowe Web 2.0, jak YouTube czy MySpace, cieszą się nadal ogromną oglądalnością, ich użytkownicy nie kwapią się z tworzeniem swoich treści. Internauci zdecydowanie wolą czytać lub oglądać materiały stworzone przez innych. Tak wynika z najnowszych badań znanej amerykańskiej firmy Hitwise monitorującej ruch w internecie, cytowanych przez agencję Reuters.
Tylko 0,16 % użytkowników YouTube publikuje tu swoje wideo. Niewiele więcej, bo zaledwie 0,2 % użytkowników serwisu zdjęciowego Flickr umieszcza tu swoje fotografie. Wyjątkiem okazuje się encyklopedia online Wikipedia, gdzie „aż" 4,6% użytkowników współuczestniczy w tworzeniu haseł.
Badania te nie wnoszą nic nowego, a jedynie potwierdzają znaną regułę „1/10/89". Mówi ona, że na 100 internautów, 1 tworzy treść, 10 ją komentuje, lub ulepsza, a pozostałych 89 tylko czyta i ogląda. Pisał o niej m. in. Charles Arthur w „The Guardian", ilustrując swój tekst przykładami z YouTube, Wikipedii i Yahoo! Groups.
Czy to oznacza, że serwisy te nie spełniają swojej roli, bo nie udaje im się skutecznie rozwijać kultury uczestnictwa, na której opera się cały Web 2.0? Myślę, nawet te serwisy nie są w stanie zrobić ze wszystkich artystów. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie lubi pisać, nie zacznie przecież nagle, pod wpływem jakiejś magicznej „webdwazerowej" iluminacji, tworzyć wierszy w internecie. Z fotografią i wideo jest jeszcze trudniej, gdyż jakość cyfrowa na poziomie amatorskim pozostawia wiele do życzenia.
Takie serwisy jak YouTube, Flickr czy MySpace powstały przede wszystkim jako wirtualne tygle, w których mieszają się różne kultury i społeczności. Ich wspólnym mianownikiem jest chęć wymiany opinii, zdjęć, wideo czy linków, a to tworzy samonapędzający się mechanizm, coś w rodzaju perpetuum mobile.
Te serwisy to przede wszystkim fantastyczna maszynka do generowania ruchu na stronach, ruchu, który marketingowcy sprzedadzą później reklamodawcom. Badania Hitwise potwierdzają również, że ruch na stronach witryn Web 2.0 zwiększył się o 668 % w ciągu dwóch lat i przyciąga dziś 12 % całego ruchu w internecie.
„Web 2.0 i serwisy społecznościowe rzeczywiście generują ruch" - potwierdzają jednym głosem również uczestnicy konferencji Web 2.0 Expo, która odbyła się w ostani week-end w San Francisco. Uczestniczyła w niej śmietanka nowej ekonomii głównie z USA, ale też i z Europy.
A oto pierwsza dziesiątka największych amerykańskich witryn Web 2.0, według kwietniowego rankingu firmy eBizMBA:
> Tag: internet, web2.0, zdjecia, YouTube, Wikipedia, MySpace, Flickr
Tylko 0,16 % użytkowników YouTube publikuje tu swoje wideo. Niewiele więcej, bo zaledwie 0,2 % użytkowników serwisu zdjęciowego Flickr umieszcza tu swoje fotografie. Wyjątkiem okazuje się encyklopedia online Wikipedia, gdzie „aż" 4,6% użytkowników współuczestniczy w tworzeniu haseł.
Badania te nie wnoszą nic nowego, a jedynie potwierdzają znaną regułę „1/10/89". Mówi ona, że na 100 internautów, 1 tworzy treść, 10 ją komentuje, lub ulepsza, a pozostałych 89 tylko czyta i ogląda. Pisał o niej m. in. Charles Arthur w „The Guardian", ilustrując swój tekst przykładami z YouTube, Wikipedii i Yahoo! Groups.
Czy to oznacza, że serwisy te nie spełniają swojej roli, bo nie udaje im się skutecznie rozwijać kultury uczestnictwa, na której opera się cały Web 2.0? Myślę, nawet te serwisy nie są w stanie zrobić ze wszystkich artystów. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie lubi pisać, nie zacznie przecież nagle, pod wpływem jakiejś magicznej „webdwazerowej" iluminacji, tworzyć wierszy w internecie. Z fotografią i wideo jest jeszcze trudniej, gdyż jakość cyfrowa na poziomie amatorskim pozostawia wiele do życzenia.
Takie serwisy jak YouTube, Flickr czy MySpace powstały przede wszystkim jako wirtualne tygle, w których mieszają się różne kultury i społeczności. Ich wspólnym mianownikiem jest chęć wymiany opinii, zdjęć, wideo czy linków, a to tworzy samonapędzający się mechanizm, coś w rodzaju perpetuum mobile.
Te serwisy to przede wszystkim fantastyczna maszynka do generowania ruchu na stronach, ruchu, który marketingowcy sprzedadzą później reklamodawcom. Badania Hitwise potwierdzają również, że ruch na stronach witryn Web 2.0 zwiększył się o 668 % w ciągu dwóch lat i przyciąga dziś 12 % całego ruchu w internecie.
„Web 2.0 i serwisy społecznościowe rzeczywiście generują ruch" - potwierdzają jednym głosem również uczestnicy konferencji Web 2.0 Expo, która odbyła się w ostani week-end w San Francisco. Uczestniczyła w niej śmietanka nowej ekonomii głównie z USA, ale też i z Europy.
A oto pierwsza dziesiątka największych amerykańskich witryn Web 2.0, według kwietniowego rankingu firmy eBizMBA:
- MySpace.com(60,046,249 unikalnych użytkowników miesięcznie w USA)
- en.Wikipedia.org (44,208,077)
- YouTube.com (38,063,278)
- FaceBook.com (14,871,429)
- PhotoBucket.com (24,992,515)
- CraigsList.org (17,536,533)
- flickr.com (15,198,663)
- digg.com (11,344,960)
- Wordpress.com (3,776,777)
- TypePad.com (6,131,763)
Te wyniki fascynują nie tylko środowiska znakomicie obeznane z meandrami cyberprzestrzeni, ale też i tradycyjny biznes. Nawet korporacje, czyli twory bardzo konserwatywne, zaczynają dostrzegać pozytywne aspekty rozwiązań Web 2.0 - wnioskuje „The Economist" na podstawie swojego ostatniego raportu, cytowanego dziś przez Internet Standard. Aż 85% dyrektorów dużych firm ma nadzieję, że narzędzia umożliwiające współpracę i wymianę informacji w sieci pozwolą im zwiększyć przychody i ograniczyć koszty
Jeśli nawet tradycyjny biznes zaczyna wierzyć w Web 2.0, to może oznaczać tylko jedno: będzie jeszcze więcej pieniędzy na rozwój internetowych narzędzi, technologii i pomysłów.> Tag: internet, web2.0, zdjecia, YouTube, Wikipedia, MySpace, Flickr
Komentarze
Botox For Jaw Reduction Taunton