Nominacja wczoraj Bogusława Chraboty, szefa publicystyki w Telewizji Polsat, na stanowisko redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” jest jedną z najlepszych rzeczy jaka mogła przydarzyć się dziennikowi, którego wiarygodność została nadszarpnięta przez kilka lat flirtu z politycznym radykalizmem i jego apogeum - aferę z trotylem we wraku Tupolewa.
„Rzeczpospolita” była w latach 90. i na początku lat 2000. symbolem dziennikarstwa najwyższej europejskiej jakości. Był to tzw. quality-newspaper, jak „The Wall Street Journal”, „The Guardian”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Le Monde”.
Prestiż gazety budowali wspaniali dziennikarze: Dariusz Fikus, ojciec-założyciel nowej „Rzeczpospolitej”, później jego wychowankowie - Piotr Aleksandrowicz, twórca sukcesu zielonych stron, Maciej Łukasiewicz i Grzegorz Gauden (w tandemie z Ewą Kluczkowską). Dla nich najważniejsze były fakty. W ich mniemaniu, obiektywizm i etyka dziennikarstwa, pojmowanego jako zawód zaufania publicznego i czwarta władza kontrolująca władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, były wartością najwyższą.
Od 2006 r. rozpoczął się proces zmiany profilu z dziennika liberalnego na konserwatywny. Wizja nowego redaktora naczelnego, Pawła Lisickiego, zerwała z filozofią poprzednich naczelnych. Radykalnie.
Paweł Lisicki zaczął wydawać dziennik hybrydowy składający się, grosso modo, z dwóch części tworzonych przez różnych ludzi i adresowanych do dwóch różnych grup docelowych:
Paweł Lisicki zaczął wydawać dziennik hybrydowy składający się, grosso modo, z dwóch części tworzonych przez różnych ludzi i adresowanych do dwóch różnych grup docelowych:
- Białe strony dziennika (dział krajowy i opinie) reprezentowały wizję gazety konserwatywnej, zaangażowanej politycznie po stronie PiS-u. Choć większość czytelników „Rzeczpospolitej” ma poglądy liberalne, Pawłowi Lisickiemu udało się przekonać zarząd - najgorszy w historii wydawnictwa Respublica, sparaliżowanego wówczas w klinczu między wspólnikami - do swojej wizji gazety opozycyjnej. „Rzepa" miała stać się miejscem debaty, w opozycji do „Gazety Wyborczej”, która dla prawicowych środowisk miejscem debaty nie była.
- Strony zielone (gospodarka) i żółte (prawo) pozostały na wysokim poziomie merytorycznym, o co Paweł Lisicki dbał osobiście. Były adresowane do menedżerów i środowisk prawniczych. Duża część zespołu zielonych i żółtych stron z dużym niepokojem oberwował polityczny odlot gazety.
„W latach 2006–2011, gdy Paweł Lisicki miał pozycję niewspółmierną do stanowiska redaktora naczelnego, de facto kierował zarządem spółki, Presspublica wykazała 44 mln zł straty" - mówi, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej", Grzegorz Hajdarowicz, który kupił wydawnictwo Presspublica w lipcu 2011 r.
Przez ostatnie lata, do zmiany właściciela, ton w „Rzeczpospolitej" nadawała grupa rozpolitykowanych publicystów, uprawiających pseudo-dziennikarstwo na pograniczu Fox News, gonzo journalism i politycznego populizmu. Skoro prawicowa telewizja Fox News jest popularniejsza w USA od CNN, to dlaczego nie spróbować powtórzyć tego sukcesu - również finansowego - w Polsce?
Dla nich najważniejsze były opinie, nie fakty. Chcieli być aktorami, nie obserwatorami rzeczywistości. Dziennikarstwo było dla nich narzędziem prowadzenia „działalności opozycyjnej", jak tłumaczy, w rozmowie z portalem Fronda.pl, Rafał Ziemkiewicz, jeden z publicystów „Rzeczpospolitej" i „Uważam Rze". Przykładem była pro-pisowska kampania na rzecz lustracji i IV Rzeczpospolitej.
Dla nich najważniejsze były opinie, nie fakty. Chcieli być aktorami, nie obserwatorami rzeczywistości. Dziennikarstwo było dla nich narzędziem prowadzenia „działalności opozycyjnej", jak tłumaczy, w rozmowie z portalem Fronda.pl, Rafał Ziemkiewicz, jeden z publicystów „Rzeczpospolitej" i „Uważam Rze". Przykładem była pro-pisowska kampania na rzecz lustracji i IV Rzeczpospolitej.
Apogeum tej politycznej radykalizacji była afera trotylowa pod koniec października 2012 r. Rzeczpospolita opublikowała informację ("Trotyl na wraku tupolewa"), że śledczy na wraku samolotu Tu-154 w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Zaprzeczyła temu prokuratura wojskowa i zrobiła się afera. Wpadka pogrążyła następcę Pawła Lisickiego - Tomasza Wróblewskiego, w niecały rok po objęciu przez niego stanowiska redaktora naczelnego, po zmianie właściciela w lipcu 2011 r.
Bogusław Chrabota, który przejmie stery redakcji w styczniu 2013 r., to znakomity dziennikarz i publicysta o dużej klasie. Przez ostatnie 20 lat pracował w Telewizji Polsat. Pełnił w niej m.in. funkcje dyrektora programowego, szefa anteny, dyrektora zarządzającego, szefa kanałów tematycznych, szefa informacji i publicystyki, oprawy. Ostatnio był szefem publicystyki grupy Polsat i dziennikarzem Polsat News (prowadził tam program „To był dzień”). To ważne, bo jest on, podobnie jak Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”, i Marcin Prokop, naczelny „Przekroju”, rozpoznawalną twarzą, co może być dużym atutem.
Przed Bogusławem Chrabotą stoją trzy wyzwania:
- Pierwsze z nich jest najtrudniejsze. Musi odzyskać utraconą cześć gazety. To powinno być absolutnym priorytetem redaktora naczelnego i zarządu Presspubliki, bo wiarygodność jest kluczem do całego biznesu prasowego. Ten proces będzie trwał kilka lat.
- Drugie wyzwanie to stworzenie nowej wizji rozwoju dziennika w erze internetu. Jak wrócić do strategii quality-newspaper i odrobić starty wśród czytelników o poglądach liberalnych z okrojonym zespołem? Jaka powinna być synergia między printem a internetem? Jak rola mobile (smartfony, tablety)? Podczas gdy Rzeczpospolita uganiała się za demonami przeszłości, „The New York Times”, „The Guardian” i „Le Monde” umocniły się w internecie i w mobile, poszerzając zasięg i zdobywając doświadczenie w prowadzeniu biznesu online. „Gdyby Presspublica dziesięć lat temu zainwestowała 100 mln zł nie w drukarnie, ale w nowe technologie, dziś byłaby mistrzem świata" - twierdzi Grzegorz Hajdarowicz.
- Trzecie wezwanie to wdrożenie nowej strategii. Grzegorz Hajdarowicz, chce, w oparciu o „Rzeczpospolitą”, „Parkiet”, „Sukces", „Przekrój” i „Bloomberg BusinessWeek", „rozwijać grupę w kierunku najnowocześniejszego w Polsce koncernu medialnego wykorzystującego w swoim działaniu zaawansowane technologie”. Jak to zrobić przy okrojonym, albo - jak to mówią sami dziennikarze - „okaleczonym” zespole? Bogusław Chrabota będzie miał tu mądrego, doświadczonego partnera - Jerzego Karwelisa, dyrektora wydawniczego. Czy uda im się przekonać Grzegorza Hajdarowicza, że stawianie wszystkiego na tablety w kraju bez tabletów jest jeszcze trochę przedwczesne w 2012 r. ?
Bogusław Chrabota jest człowiekiem, któremu może się udać. Jak sam mówi: „Ja jestem długodystansowcem. Nie interesuje mnie gaszenie pożarów, ale budowanie instytucji i wartości, co - jak mi się wydaje - udowodniłem przez lata pracy w Polsacie”.
Komentarze
1. Strategia Pawła Lisickiego przynosiła bardzo dobre wyniki sprzedażowe. W październiku 2011 sprzedaż Rzeczpospolitej wynosiła 121 554 (dane ZKDP).
2. Płk. Jerzy Artymiak na konferencji w Sejmie potwierdził, że detektory w Smoleńsku pokazały TNT. Tak więc afera trotylowa polega wyłącznie na wyrzuceniu dziennikarzy, którzy napisali prawdę.
Ad. 1. W październiku 2011 r. kondycja większości polskich dzienników była lepsza niż w paaździerniku 2012 r. „Rzeczpospolita" zanotowała wówczas największy spadek sprzedaży ogółem, rok do roku, ze wszystkich dzienników.
Abstrahując od naturalnych czynników erozji czytelnictwa, wspólnych dla dzienników na całym świecie, „Rzeczpospolita" straciła najwięcej, m. in. dlatego, że realizowala defensywny plan utrzymania czytelnictwa oparty na intuicjach politycznych kilku osób, wbrew wynikom badań, które sama przeprowadziła.
Nie było zadnej holistycznej strategii rozwoju. Proszę mnie poprawić jeżeli się mylę.
Ad. 2. Red. Gmyz nie potrafił udowodnić tezy swojego artykułu, stając się symbolem fuszerki i bylejakości dziennikarkiej. Co gorsza, nie miał odwagi przyznać się do winy jak jego byly szef, red. Tomasz Wróblewski.
2. Chyba oglądaliśmy różne konferencje płk. Artymiaka. Proponuję najpierw ustalić fakty (co konkretnie pokazały detektory w Smoleńsku i jakie jest prawdopodobieństwo że pokazały nieprawdę), a potem ferować opinie.
2. Lesław wie tyle o mediach, co na szybko wyczytał w internecie. Czyli niewiele. Nie jest partnerem do tej dyskusji.