W pierwszych miesiącach 2020 roku „Gazeta Wyborcza" pozyskała ponad 20 tys. subskrypcji cyfrowych. W połowie kwietnia miała 240 tys. abonentów. Jaka jest jej recepta na sukces?
W czasie pandemii redakcja pracuje w nadzwyczajnym trybie - od rana do wieczora aktualizuje serwis i publikuje nowe artykuły, których obecnie powstaje dwa razy więcej niż zwykle, informuje „Press".
To jest recepta na sukces i przestroga dla wszystkich tych wydawców, którzy bawią się ciągle w PDF-y i nie zrozumieli, że w internecie nie ma tygodników lub miesięczników.
Są tylko „minutniki" w HTML-u i aplikacji mobilnej, interaktywne i „szerowalne" w ciągu kilku sekund w social mediach.
Liczy się też jakość treści, a na tym polu „Gazeta Wyborcza" jest dziś nie do przebicia. Ja cenię sobie przed wszystkim analizy pisane przez ekspertów i wywiady z prawdziwymi specjalistami i naukowcami, a nie z ulubioną przez tabloidy, przysłowiową Pati z Facebooka.
Solidne analizy dają tę wartość dodaną, której szukają czytelnicy.
Nie mówię tu o „felietonach", tym specyficznem gatunkiem dziennikarskiem opartym na opinii autora, który tak bardzo rozwinął się w Polsce, nie tylko w partyjnych biuletynach PiS-u, kosztem merytorycznej syntezy i analizy.
Dzięki wzorcowej transformacji cyfrowej, może trochę wymuszonej przez koronawirusa i PiS, „Gazeta Wyborcza" jest na dobrej drodze, by bić kolejne rekordy w świecie wirtualnym, które przełożą się prędzej czy później na konkretne przychody w świecie realnym.
Komentarze