Odszedł Philippe Tesson, mój pierwszy redaktor naczelny i twórca „Le Quotidien de Paris"



W wieku 94 lat zmarł wczoraj znany francuski dziennikarz i krytyk teatralny Philippe Tesson, mój pierwszy redaktor naczelny i twórca dziennika „Le Quotidien de Paris", w którym pracowałem przez 6 lat. 

Przez te 6 pięknych lat, jako początkujący dziennikarz i polski emigrant, miałem zaszczyt współtworzyć, w małym, skromnym kawałeczku, ten najbardziej liberalny i zbuntowany z prawicowych dzienników we Francji. 


Redakcja pełna talentów, ambicji i dymu papierosów i cygar


W redakcji  „Le Quotidien de Paris", pełnej talentów, ambicji i dymu papierosów i cygar, stukaliśmy dwoma palcami w metalowe maszyny do pisania, bazgraliśmy w notatnikach ze słuchawką telefonu przy uchu i dyskutowaliśmy o polityce, o kinie i o życiu. 


Na korytarzu rytm wyznaczał jednostajny stukot maszyny drukującej depesze AFP. Nieraz cisnęliśmy się przy agencyjnym teleprinterze, żeby jak najszybciej dowiedzieć się co się dzieje.


Wieczorami, ale nigdy przed naszym deadline'm o godz. godz. 19, na stół w sekretariacie redakcji wjeżdżała nieraz butelka Ballantine lub Grant'sa. 


„C'est l'heure de l'apéro!", mówił redaktor prowadzący i nikt z tym nie dyskutował.


„Le Quotidien żądlił jak pszczoła"


Ta „najbardziej literacka redakcja Paryża, która codziennie kipiała podnieceniem”, najpierw popierała Valéry'ego Giscarda d'Estainga, później punktowała socjalistów i François Mitterranda. 

„Le Quotidien żądlił [wówczas] jak pszczoła", jak to pięknie napisał w „Le Figaro" Bertrand de Saint Vincent, nasz redakcyjny kolega, zdolna bestia. 

Z uśmiechem na ustach i niebieskimi oczami iskrzącymi inteligencją, Tesson uosabiał wdzięk, fantazję i dziennikarstwo w najszlachetniejszym i najbardziej bezkompromisowym wydaniu.  


„Jego cudowna lekkość skrywała prawdziwą głębię wizji i analizy"


Wyszkolił pokolenia młodych kolegów po fachu. Nabrali przy nim doświadczenia i pewności siebie. Ja też. 


Nigdy później w mojej dziennikarskiej karierze nie spotkałem tylu wspaniałych i utalentowanych ludzi w jednej redakcji. 


W „Le Quotidien" narodziło się i wykrystalizowało wiele dziennikarskich osobowości: 

Tesson chodził, pisał i żył szybko.  


Błyskotliwie prowadził kolegia redakcyjne tak jak później swoje programy w radiu i telewizji. 


Zawsze byłem pod wrażeniem jego stylu i elegancji.

„Jego płomienne tyrady rozpalały iskry, jego ciekawość ludzi i rzeczy otwierała życie jak okno. Przy nim nic nigdy nie było banalne. Jego cudowna lekkość skrywała prawdziwą głębię wizji i analizy. Wolność była jego motorem napędowym. Miał świadomość, że prowadzi go zdecydowanie za szybko jak na ówczesny radar.”, pisze o nim w „Le Figaro" Bertrand de Saint Vincent.

Słowa o wolności jako o motorze napędowym lepiej niż jakikolwiek inny przymiotnik czy metafora opisują Tessona. Nie ma w tym nic górnolotnego.  


Tesson lubił grać główną rolę, jak w teatrze


Teatr był drugą pasją życia Tessona. 


„Wie Pan co mi się podoba w tym pięknym zawodzie? To, że dziennikarstwo jest jak sztuka teatralna. Zaczyna się rano, rozwija w ciągu dnia, a kończy wieczorem, kiedy zapada kurtyna. I tak codziennie od nowa", powiedział mi kiedyś gdy siedziałem w jego gabinecie w redakcji w Neuilly.


W 2011 roku kupił Théâtre de Poche, na Montparnasse, który prowadził wraz z córką.


„Jako radosna gwiazda sztuki, której scenariusz chciałby być nieprzewidywalny, spędził życie na zabawie w bycie sobą. Lubił grać główną rolę", pisze Bertrand. 


Sztuka się skończyła. Philippe Tesson nie wystąpi już tego wieczoru. 


Żegnaj i jeszcze raz dziękuję za wszystko!


 

Komentarze