Wpadka „Dziennika". Wczoraj triumfował, dziś musi się wstydzić. Firma badawcza Gemius zdementowała dziś oficjalnie informacje podane wczoraj przez „Dziennik" w artykule „Dziennik.pl triumfuje".
Autorka artykułu, Grażyna Barszczewska napisała, że według „ostatnich badań Gemiusa", serwis Dziennik.pl, zaledwie dwa miesiące po starcie, uplasował się na trzecim miejscu w kategorii serwisów informacyjnych, po obecnych na rynku od wielu lat Onet.pl i Wirtualna Polska.pl.
„Według wyników badania Megapanel PBI/Gemius, realizowanego przez firmę Gemius SA i spółkę Polskie Badania Internetu, serwis Dziennik.pl nie zajmuje trzeciej pozycji wśród witryn zaklasyfikowanych do kategorii 'Informacje, publicystyka, media' " - prostuje Gemius w komunikacie.
„Pomieszanie głupoty z niewiedzą. Autorka nie ma pojęcia ani o internecie, ani o badaniach" - podsumowuje jeden z dziennikarzy redakcji Dziennik.pl. Popełniła co najmniej dwa błędy:
- Pomyliła badania percepcji serwisu Dziennik. pl wykonane przez Gemius na zamównienie Axela Springera z badaniami Megapanel PBI/Gemius, które są standardem pomiaru oglądalności witryn i aplikacji internetowych w Polsce.
- Pomyliła profile przeglądarek z internautami. W artykule autorka odwołuje się do badań typu site-centric jako miary oglądalności witryny Dziennik.pl (liczba cookies). Otóż, jak przypomina Gemius, „ miarą oglądalności witryn internetowych, na bazie której powinno się dokonywać oceny wyników oglądalności witryn, jest wskaźnik real users (oznaczający liczbę internautów), a nie cookies (oznaczający liczbę unikalnych profili przeglądarek internetowych)."
Dziennikarze serwisu dziennik.pl nie dopuścili, by ten tekst ukazał się na stronach Dziennik.pl (dlatego nie mogłem go znaleźć, o czym pisałem wczoraj) Ale ukazał się w gazecie papierowej.
Autorka otrzymała zlecenia na laurkę, nie na przekręt. Winę ponosi tu ten kto zlecił, czyli jej szef, i ten, kto nie sprawdził, czyli jej szef.
Czy tego błędu można było uniknąć? Prawdopodobnie tak, gdyby między redakcjami „Dziennika" i serwisem dziennik.pl istniałaby skuteczna komunikacja i gdyby nie były kompletnie oddzielnymi tworami. Wtedy taki błąd mógłby zostać wyłapany na czas.
„Dziennik" powinien opublikować sprostowanie i to nie w lewym dolnym rogu strony (najslabsze miejsce na stronie, którego czytelnicy nie widzą). To nie kwestia wstydu z powodu błędu, ale wiarygodności. Czy opublikuje?
Komentarze
Taka cała strategia - tak długo mówić, że jesteśmy najlepsi, wiarygodni aż wszyscy w to uwierzą.
po historii z samolotem papieża, wiarygodność dziennika jest w ok. zera.
http://netto.blox.pl/2006/11/dziennik-wykrzyknik.html
(przypominam, że główny temat w dzień po premierze poświęcili temu, jakim to samolotem podróżuje właśnie papież, tylko, że papież podróżował zupełnie innym samolotem). więc im się po prostu wszystko myli.
Sugeruje Pan, że specjalnie dali tekst do napisania dyletantce? Wątpię w to. Ot po prostu głupia wpadka.
Może to jednak ich oduczy pisać laurki dla samych siebie? Bo jak chce się być gazet opiniotwórczą, to trzeba dbać o fason i o poziom, i to przez 365 dni w roku.
Ktoś coś napisze nie sprawdzając, ktoś przez przypadek nie sprawdzi akurat tego artykułu i robi się afera.
Autorka otrzymała zlecenia na laurkę, nie na przekręt. Winę ponosi tu ten kto zlecił, czyli jej szef, i ten, kto nie sprawdził, czyli jej szef.
secundo: samo zlecenie laurki jest już fatalne (oczywiście GW też się to zdarza)
tertio: a jak szef miał to sprawdzić, jak sam nie ma o tym pojęcia?
Piszesz w komentarzu: "To nie kwestia naiwności tylko doświadczenia. Wiem, że głupoty zawsze się mogą zdarzyć w każdej redakcji." a potem "Ktoś coś napisze nie sprawdzając, ktoś przez przypadek nie sprawdzi akurat tego artykułu i robi się afera."
I to był IMHO strzał w stopę z Twojej strony...
Czasem zastanawiam się co jest gorsze: niewiedza (dziennik.pl) czy bezmyślne kopiowanie (twój wczorajszy artykuł)...
Jest dokladnie odwrotnie (jak to sie stalo,zenie zauwazyles tak oczywistych rzeczy?).
1. Zamiescilem post o dzienniku stawiajac akcent nie na sondaz,ale watpliwosci jakie on budzi. Wiedzialem, ze wroce do tematu nazajutrz.
2. Gdyby nikl nie napisal o tym bzdurnym artykule, przeszedlby prawie niezauwazony, tym bardziej, ze nigdy nieukazal sie w necie.
3. Sprawdzilem i w Gemiusie i w dzienniku, czyli u zrodla, o co chodzi i jak do tego doszlo.
Rezultat: temat pojawil sie w necie i jest przedmiotem debaty,chocby na tym blogu.