Tak wygląda od dziś „Rzeczpospolita": mniejszy format ma ją uczynić bardziej przyjazną dla czytelników
A tak wyglądała w sierpniu 1989, kiedy powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego.
„Rzepa" weszła wtedy na nową drogę.
Przez 25 lat, „Rzeczpospolita" była wielgachną płachtą, której rozkładanie przyprawiało niektórych czytelników o wściekłość. Od dziś, najbardziej konserwatywny z polskich dzienników wychodzi w małym formacie, zwanym tabloidem. Dziś też debiutuje nowy dziennik Polskapresse, „Polska The Times", który ma ambicje wstrząsnąć polskim rynkiem prasowym.„Rzepa" weszła wtedy na nową drogę.
„Do jej czytania nie będzie już niezbędne ogromne dębowe biurko" - czytamy w dzisiejszym artykule „Przemiany Rzeczpospolitej, czyli historia wędrówki orzełka".
Dotychczasowa makieta była jedną z bardziej udanych w historii gazety. W 2005 r. „Rzeczpospolita" zdobyła, ex-equo z brytyjskim „The Guardian" Oskara światowego designu przyznawanego przez prestiżową Society of News Design. Autorem makiety był Marek Knap, ówczesny dyrektor artystyczny dziennika.
„Rzeczpospolita" idzie w ślady innych quality-newspaper, jak „The Wall Street Journal”, „The Guardian”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Die Welt”, które w ostatnich latach, nie bez bólu, zmieniły format, by stać się bardziej przyjaznymi dla czytelników. To mądra decyzja.
„Wszystkie badania, jakie prowadziliśmy, jasno pokazywały, że dla większości z nich duży format jest przeszkodą – taką gazetę trudno czytać na przykład w tramwaju czy w kawiarni. Z kolei od strony redakcyjnej przy tak dużym formacie problemem było ustalanie hierarchii ważności informacji na stronie" - mówi Bartosz Krzyżaniak-Gumowski, dyrektor artystyczny dziennika.Zmiana formatu nie jest jednak gwarantem sukcesu. Uważam, że zmiana designu i formatu jest końcowym rezultatem przemian w gazecie, a nie ich początkiem, jak to nieraz naiwnie myślą niektórzy redaktorzy czy prezesi. Ani zmiana designu, ani formatu nie rozwiąże podstawowego problemu „Rzeczpospolitej" jakim jest równocześnie utrata czytelników i starzenie się pozostałych.
Gazety od lat zmieniają projekt graficzny, bez dotykania projektu redakcyjnego i strategii redakcyjno-marketingowej. To błąd jaki popełniło wiele gazet amerykańskich, z tragicznym skutkiem (patrz wykresy poniżej).
Brytyjczycy byli mądrzejsi: „The Independent”, „The Guardian" czy „The Times" (który ma dodać skrzydeł nowemu dziennikowi Polskapresse) prawie wywróciły do góry nogami swój projekt redakcyjny i zmieniły równocześnie strategię redakcyjną i marketingową. Ich szefowie wiedzieli, że nie można oddzielić formy od treści, że kiedy zmienia się jedno, trzeba od razu zmienić drugie. Przyniosło im to wymierne efekty w postaci wyższej sprzedaży egzemplarzowej w dłuższej perspektywie czasowej, nie mówiąc o reklamach:
Źródło: Mark Friesen, News Designer.com
Kiedy gazeta sprzedaje się gorzej i ma mniej reklam, to nie dlatego, że ma zły design, tylko słabą treść, nudne artykuły i kulejącą strategię redakcyjną. Bo to nie design sprzedaje gazety, lecz treść.
Design jest tylko przetłumaczeniem założeń strategii redakcyjnej na język grafiki prasowej, niczym więcej. I dlatego, kiedy słyszę że „Zmieniamy wygląd, charakter pozostaje", jak podkreśla „Rzeczpospolita", zaczynam obawiać się, czy ta zmiana cokolwiek zmieni. Tym bardziej, że gazeta zaliczyła już pierwszą dużą wpadkę ze swoją nową, wyjątkowo nieudaną witryną internetową uruchomioną po cichu w zeszłym tygodniu.
Jeśli „Rzeczpospolita" zmieni jednocześnie formułę redakcyjną i marketingową gazety, czyli zrobi tak jak „The Independent", ma szanse na odwrócenie, choć raczej nie na długo, negatywnej tendencji. Czy to jej się uda? Co o tym myślicie?
> Wiedzieć więcej o gazetach amerykańskich:
W przeciwieństwie do dzienników brytyjskich, duża część gazet amerykańskich tylko odkurzyła layout, bez większych zmian w projekcie redakcyjnym, sposobie tworzenia tematów czołówkowych i strategii redakcyjnej i marketingowej. Oto rezultat (Źródło: Mark Friesen, News Designer.com):
> Wiedzieć więcej o „Rzeczpospolitej":
- Oskar światowego designu dla „Rzeczpospolitej" i „The Guardian"
- „Trzeba zaufać swojej intuicji, bo ludzie często co innego mówią na badaniach, a na co innego wydają pieniądze"
- „Rzeczpospolita" w Wikipedii
> Wiedzieć więcej o formatach w prasie:
- duży format/broadsheet (578 X 410 mm),
- belgijski (520 X 365 mm) lub coupe (500 X 370 mm),
- berliński ( 470 X 320 mm),
- tabloid (A3) : 410 X 290 mm (lub 374 X 289),
- pół-tabloid (A4, 290 X 210 mm).
Komentarze
wcześniej oglądając zerówki miałem wątpliwości co do tego projektu, ale teraz widzę że nie jest wcale tak źle. W tym szaleństwie jest metoda.
Niestety niedopatrzeniem jest podawanie na pierwszej stronie linku do serwisu polska24.pl, który wciąż nie jest gotowy.
Chyba że chłopaki zdążą to do rana odpalić, chociaż część.
... ale nie taki był plan
Bo obsuwa była.
Bo się system zaciął a ludzikom nerwy puszczały
Nowa winietka to pewnie i wygoda, ale to troszkę tak jakby Rolls Royce zaczął robić wyłącznie małolitrażowe samochody, "ponieważ Fiat Panda się tak pięknie sprzedaje".
Faktycznie, akcent globalny i ogólnopolski jest widoczny, ale niestety przyćmiewa coś, co było największą zaletą, atrybutem i stałym argumentem na rzecz kupowania – regionalność.
„Dziennik Zachodni” był najlepiej sprzedającym się dziennikiem regionalnym w kraju, ale dziś przestał być regionalny. W poprzedniej strukturze istniał dodatek subregionalny (poniedziałek-czwartek), w którym opisywano zdarzenia z najbliższej okolicy – województwo było podzielone na siedem części, natomiast w piątki można było przeczytać „tygodnik miejski”, tj. kilkustronicową magazynową mutację lokalną. Dodatek subregionalny nie istnieje, zamiast niego jest jedna kolumna na każdy oddział.
Dzięki temu jest więcej miejsca na informacje z kraju, ale tego typu ograniczenie spowoduje utratę czytelników. Nazwa też nie jest szczególnie przemyślana. Na szczęście słowo „Polska” nie dominuje w winiecie (P)DZ, w przeciwnym wypadku utrata konserwatywnych czytelników 62-letniego dziennika byłaby bolesna.
Wbrew oczekiwaniom zmiana jej formatu polega li tylko na mechanicznym przełożeniu treści z wielkiego formatu do małego. Efekt jest katastrofalny.
Pan dyrektor Krzyżaniak-Gumowski był łaskaw zauważyć w wywiadzie ze sobą: ”Od strony redakcyjnej przy tak dużym formacie problemem było ustalanie hierarchii ważności informacji na stronie".
Pan dyrektor jest młody (co wynika ze zdjęcia w drukowanym wydaniu gazety) i pewnie jeszcze nie wie, że hierarchia nie zależy od formatu papieru. A na pewno że gdy się ma z hierarchią problemy, zmniejszenie formatu nie pomoże. Dowodzi tego pierwszy numer.
Z niewiadomych mi powodów Rz wybrała najmniejszy format z możliwych - mniejszy od Wyborczej, od Dziennika, od czegokolwiek. Taki wybór wymagałby większego przemyślenia układu i treści gazety, ale na to widać nie starczyło czasu, chęci, może kompetencji.
Skutki są żałosne.
Pierwsza strona zaprzepaszcza wizerunek Rz jako dziennika „of the record” dla elit biznesu i administracji. Zmieścił się bowiem tylko jeden tekst, nudny komentarz naczelnego i jakieś reklamy tego, co w środku.
Kiedyś zaczynałem lekturę Rz od szpalty podsumowującej najważniejsze wydarzenia dnia. Teraz - by je szybko poznać - jestem zmuszony wertować kilkadziesiąt stron.
Wall Street Journal Europe lepiej sobie poradził z pierwszą stroną po zmniejszeniu formatu.
Ale pan dyrektor pewnie nie czyta Journala.
Może w ogóle nie czyta?
Gdyby gazety czytał, a nie tylko oglądał, pewnie zauważyłby, że druga strona - niegdyś dodająca Rz oddechu - nagle stała się duszna. Zniknęła różnorodność tematów i form. Nie zmieściły się. Został tylko zlepek obowiązkowych komentarzy.
Na stronach od trzeciej do czwartej mieści się to, co wcześniej uchodziło na jednej. Problem w tym, że na wielkich płachtach wielość tekstów na jeden temat mi nie przeszkadzała, tu nagle stała się nieznośna.
Rz jakby straciła tempo: czwarta strona, szósta strona, siódma strona - ciągle o tym samym.
Im głębiej, tym gorzej. Stron jest w sumie tak dużo, że odechciało mi się je wertować po 30. A przecież jeszcze są strony zielone, żółte. To jakieś ćwiczenie fizyczne?
Podsumowując: skarlała Rz może jest wygodniejsza do czytania ”w tramwaju”, jak twierdzi pan dyrektor, ale ja nie jeżdżę tramwajem.
Uprzejmie proszę PP. Redaktorów i Prezesów Rzeczpospolitej, by ponownie zatrudnili do pracy kogoś, kto jeździ do pracy samochodem.
Dębowe biurko już czeka w moim gabinecie.